piątek, 29 marca 2013

Chapter Three

"Czas przemija nawet wtedy, kiedy wydaje się to niemożliwe. Nawet wtedy, kiedy rytmiczne drganie wskazówki sekundowej zegara wywołuje pulsujący ból. Czas przemija nierówno - raz rwie przed siebie, to znów miłosiernie się dłuży - ale mimo to przemija. Nawet mnie to dotyczy" - Stephenie Meyer "Księżyc w nowiu".

~*~

Bałam się. Cholernie się bałam, że ból powróci. Każdej nocy modliłam się o spokojną noc. Bez koszmarów, bez krzyków. Bez budzenia się w środku nocy zlana potem. Jednak i tak się to powtarzało. W kółko i w kółko. Jak na karuzeli, która nie chciała się przestać kręcić. 
Strach przed pójściem spać nie przestawał mnie opuszczać nawet w ciągu dnia. Chodziłam jak naszpikowana. Lekcje dłużyły się niemiłosiernie. Po powrocie do domu robiłam wszystko, aby zająć czymś ręce. Unikałam bezczynności bojąc się, że wspomnienia i ból powróci. 


~*~

Kolejny raz tego dnia poczułam, że się rozpadam. Nie potrafiłam uwierzyć w to co przed chwilą zobaczyłam. Od niespełna 3 lat marzyłam, że kiedyś wróci i wszystko będzie tak jak dawniej. Że to co się wydarzyło przez ostatnie lata przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie. 
Wiedziałam jednak, że to głupota. Przez te lata dużo się zmieniło. Ja się zmieniłam. Przestałam być tą samą osobą, którą byłam przy Justinie. Przestałam być szarą myszką ukrywającą się w norze. Wyszłam na świat. Pokazałam się. Ludzie ujrzeli we mnie godnego przywódce. Byłam popularna i lubiana. Każdy chciał być taki jak ja. Nikt jednak nie wiedział, że pod maską popularności kryje się normalna dziewczyna z codziennymi problemami. Problemami, które dotyczą każdego z nas.
W jednym momencie pojęłam coś co ignorowałam przez te wszystkie lata. Coś co mogło pomóc mi wydostać się z pułapki, w którą sama się wpakowałam. Nie mogłam dużej udawać, że Ja i Justin jesteśmy sobie przeznaczeni. Dlaczego okłamywałam siebie przez ten czas? Chciałam zmienić coś co zostało już dawno ustalone? Justin nie był mi pisany. Wreszcie to zrozumiałam. Przestałam łudzić się nadzieją, która nigdy nie miałaby szansy się rozwinąć. Postanowiłam być za wszelką ceną szczęśliwa. Szczęśliwa bez Justina.

~*~

- Dosyć tego! - usłyszałam rozdrażniony głos rodzicielki - Wyprowadzamy się!
- Co? Dlaczego? - spojrzałam na nią zszokowana.
- Mam dość twojego zachowania. Wiem, że za nim tęsknisz, ale nie możesz przez całe życie zachowywać się jak zombie! - poczułam jak w moją klatkę piersiową wbija się niewidzialny sztylet. Zgięłam się w pół z bólu - Widzisz? Każde wspomnienie o nim sprawia ci ból! Nie możesz tak żyć wiecznie. Nowe towarzystwo i miejsce naprawdę Ci pomoże - przyklękła przy mnie - Chcę dla Ciebie jak najlepiej - dodała spokojniejszym tonem.
- Wiem - odszepnęłam. Wiedziałam, że moje zachowanie nikomu w najmniejszym stopniu nie pomaga. Nie potrafiłam zdobyć się jednak na cieplejsze stosunki. Nawet z bliskimi nie rozmawiałam. Odcięłam się od świata, chcąc sama radzić sobie z tęsknotą i bólem.
- Kochanie - odgarnęła mi niesforny kosmyk za ucho - Może powinnaś się przed kimś otworzyć? Znaleźć przyjaciół. Kogoś z kim mogłabyś o wszystkim porozmawiać.
- Postaram się - obiecałam. 

~*~

Pisk nastolatek przywołał mnie do rzeczywistości. Rozejrzałam się, chcą zlokalizować źródło hałasu. Kilka metrów ode mnie dziesiątki dziewcząt przepychało się do drzwi chcą coś zobaczyć. Ich zachowanie było na tyle ciekawe, że postanowiłam sprawdzić o co chodzi. Dopiero po chwili przypomniałam sobie kto tam stoi.
- Wiesz o co chodzi? - zapytała Niki, poddając mi kieliszek wódki.
- Nasza gwiazdka postanowiła nas odwiedzić - prychnęłam i ku swojemu zdumieniu nie poczułam bólu, które towarzyszyło mi za każdym razem, kiedy wspominałam o nim. 
- Justin? - uniosła brwi.
- Mhm - mruknęłam, biorąc łyk trunku. Skrzywiłam się nieznacznie. 
- Problemów ze znalezieniem żony to on nie będzie miał - zaśmiała się.
- Chyba tak - wzruszyłam ramionami. Wypiłam do końca i oddałam jej pusty kieliszek - Muszę się przejść.

Niebo było zachmurzone, ale jeszcze nie padało. Minęłam obojętnie kilku chłopaków, którzy patrzyli na mnie z pożądaniem i ruszyłam w stronę parku. Po chwili dom i imprezowicze zniknęli mi z oczu, a jedynymi dźwiękami, jakie dochodziły do mych uszu było mlaskanie błota i pokrzykiwanie sójek. 

Gdyby nie potrzeba nie wychodziła bym z imprezy. Nie byłam jednak wstanie z uśmiechem patrzeć jak stado dziewczyn otacza mojego byłego przyjaciela.  Nie czułam już bólu, jednak zazdrość pozostała. Mogłam okłamywać siebie, że nic do niego nie czuję, jednak prawda była inna. Minie parę miesięcy nim będę mogła spokojnie patrzyć na takie sprawy. 
Park był pusty nie licząc kilku rodziców z dziećmi, którzy cieszyli się ostatnimi dniami jesieni. Za niedługo miała nadejść zima, co nie sprzyjało z wychodzeniem z domu i spacerami w mroźną pogodę. 
Usiadłam na ławce, mocniej otulając się skórzaną kurtką. Uwielbiałam ten zapach. Kojarzył mi się z dawnym życiem, kiedy to wszystko było na swoim miejscu. Kiedy nie przejmowałam się niczym, bo byłam dzieckiem, które chciało się tylko dobrze bawić. Kiedy tata i Justin byli częścią mojego życia.
To śmieszne ile może się zmienić w ciągu kilku lat. Rzeczy, które wydają być nienaruszalne. Wszystko co było w jednej chwili ważne przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Liczy się tylko to co jest w tej chwili. Teraźniejszość. Nie przeszłość czy przyszłość.
- Mogę usiąść? - zapytał nieznajomy, pochylając się nade mną.
- Jasne - przesunęłam się robiąc mu miejsce, które od razu zajął.
- Znamy się? - zapytał. Unosiłam zdziwiona brew.
- Chyba nie - odparłam. Spojrzałam na chmury gromadzące się na niebie - Będzie padać - mruknęłam pod nosem.
- Lubisz deszcz? 
- Trochę - wzruszyłam ramionami - a ty? - spojrzałam na niego zaciekawiona.
- Bardzo. Przypomina mi deszczowe dni w Londynie. 
- Mieszkałeś tam? - zapytałam.
- Przez prawie całe życie - uśmiechnął się smutno.
- To dlaczego się przeprowadziłeś? - byłam zaskoczona własną ciekawością. 
- Po śmierci mamy, tata sobie nie radził.. kilka miesięcy temu dostał propozycję pracy tutaj. Chciał uciec od wszystkiego co łączyło go z dawnym życiem. Uznał, że tak będzie dla nas najlepiej - odpowiedział.
- Przykro mi, musi Ci być bardzo ciężko po stracie mamy.
- Dzięki.
Pierwsze krople deszczu zaczęły spadać z nieba. Uniosłam twarzy ku górze. Chłodna woda zaczęła spływać mi po policzkach. Poczułam się pełna życia.
- Powinniśmy iść - odezwał się nieznajomy.
- Gdzie? - zaśmiałam się. Stanęłam na ławce i zaczęłam wykonywać dzikie piruety. Czułam się wolna i lekka. Od dawna nie byłam tak szczęśliwa jak w tym momencie. Nie musiałam niczego udawać. Ten chłopak mnie nawet nie znał, wiec nie bałam się, że ktoś dowie się co się tutaj działo.
- Idziemy - wziął mnie za ręki i pomógł zejść. Pociągnął mnie w odwrotną stronę do miejsca, w którym znajdowała się impreza.
- Gdzie idziemy? - uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Zobaczysz - szliśmy tak długo, aż droga i budynki znikły nam z oczu. Kilka metrów przed lasem, chłopak skręcił w prawo, a później znów szedł prosto. Nie wiedziałam dokąd mnie prowadzi i nie przejmował się tym zbytnio. 
- Jak masz na imię? - zaskoczyło mnie to pytanie
- Lily, a ty? - zatrzymał się na chwilę, chcą zobaczyć moją reakcję.
- Austin - wznowił marsz.  Nie zawahał się ani razu jaki kierunek obrać. Wydawał się pewny siebie i rozluźniony, jakby bardzo dobrze czuł się chodząc po gęstym lesie. Byłam zdziwiona jego zachowanie. Jeszcze kilkanaście minut temu mówił, że od niedawna mieszka w Kanadzie, a teraz oprowadzał mnie po nieznanych ścieżkach, o których istnienia nie miałam pojęcia. Mój umysł zaczął pracować na najwyższych obrotach. Jak mogłam pozwolić, żeby nieznajomy chłopak poprowadził mnie do lasu? Co się ze mną działo? 
Podskoczyłam jak oparzona, kiedy chłopak zakrył mi oczy.
- Co ty do cholery wyprawiasz - próbowałam mu się wyrwać, jednak silne ramiona trzymały mnie mocno. 
- Jesteśmy na miejscu - wziął ręce z moich oczu. Zamarłam napawając się wspaniałym widokiem. Przede mną rozpościerał się widok na całe miasto. Uliczne latarnie oświetlały ciemne uliczki. Z tej odległości domu wydawały się malutkie, a ich ilość była porażająca. Odetchnęłam głęboko. 
- Pięknie tutaj - szepnęłam. 
- Prawda? - uśmiechnął się delikatnie.
- Jak znalazłeś to miejsce? - zapytałam. Usiadłam na mokrej od deszczu trawie, przyglądając mu się z zaciekawieniem.
- Czekaj - zaprotestował. Zdjął swoją kurtkę i położył na ziemi - Teraz.
- Dzięki - próbowałam się nie gapić na koszulkę, opinającą jego umięśniony tors - więc - odchrząknęłam.
- Trafiłem tutaj przypadkiem - mruknął, spoglądając na niebo - Mój tata nie dobrze znosi samotność - zaczął, wziął mnie za rękę i uśmiechnął się smutno - Odkąd tutaj przyjechaliśmy nasze stosunki są... dosyć napięte. Parę tygodni temu pokłóciliśmy się.. powiedziałem o kilka słów za dużo.. - westchnął - tata się wkurzył. Uderzył mnie, a ja uciekłem - spojrzał mi prosto w oczy. Widziałam w nich ból i tęsknotę, którą od tak dawna ja sama odczuwałam. On podobnie jak ja stracił kogoś, na kim mu cholernie zależało. Kogoś kto był dla niego wszystkim.
- Rozumiem Cię - powiedziałam cicho - 3 lata temu mój najlepszy przyjaciel wyjechał. Obiecał, że wróci, ale tego nie zrobił. Płakałam za nim przez wiele miesięcy. Obwiniałam siebie za to, że wyjechał. Później dopiero zdałam sobie sprawę, że to do niczego nie prowadzi. To nie ja zawiniłam, tylko on. Nie oznaczało to, że cierpiałam mniej - dodałam
- Przykro mi - przytulił mnie mocno do siebie. 
- Nie potrzebnie - wzruszyłam ramionami - Popełniłam głupi błąd myśląc, że wróci i wszystko będzie tak jak dawniej. Żyłam tą nadzieję, trzymałam się jej, a ona powoli wysysała mi chęć do życia. Okłamywałam się przez tyle lat, nie chcą dopuścić myśli do tego, że go niema. Że zostałam sama, że czas zacząć nowe życie. Nowy rozdział. Bez niego.
- Ale to nie takie łatwe prawda? Po stracie mamy, próbowałem żyć normalnie, ale nie potrafiłem. Nie radziłem sobie sam, tata mnie olał. Szukałem pomocy u przyjaciół, ale jak się okazało ich już nie było. Skończyły się ich problemy więc poszli. Nie chcieli zawracać sobie mną głowy. Dla nich byłem nikim.
- Justin był inny. Rozumiał mnie i starał się mi pomóc w każdej sytuacji. Nigdy nie uciekał. Zostawał i robił wszystko, aby problem zniknął. Był przy mnie zawsze kiedy go potrzebował. Dopóki..
- nie wyjechał? - dokończył. Skinęłam głową. Poczułam łzy płynące po policzkach i olbrzymią gulę w gardle - Wspomnienie o nim nadal Cię boli 
- Niestety.
- Powinniśmy wracać - odezwał się po chwili. Pomógł mi wstać. Ruszyliśmy w drogę powrotną, trzymając się za ręce. Pierwszy raz od wielu dni czułam się naprawdę wyluzowana i szczęśliwa. Rozmowa z Austinem mi pomogła. On mnie rozumiał, po przeszedł przez coś podobnego. Coś co podobnie jak mnie - zmieniło.
Nim się spostrzegłam, znaleźliśmy się na placyku, y którym nie tak dawno bawili się dzieci z rodzicami. Teraz nie było tutaj nikogo.
- Hm - odchrząknął - Odprowadzić Cię do domu?
- Nie trzeba - odpowiedziałam - Wracam na imprezę do kolegi.
- Aha - posmutniał.
- Możesz iść ze mną - dodałam szybko.
- Naprawdę?
- Jasne jeśli chcesz - wzruszyłam ramionami.


~*~

- Gdzieś ty była? - krzyknęła Niki, patrząc podejrzliwie na Austina. 
- Na spacerze - odparłam. Przedstawiłam jej chłopaka i pociągnęłam go do kuchni, chcą uniknąć dalszej kłótni z przyjaciółką - Chcesz się czegoś napić? - zapytałam zaglądając do lodówki.
- Piwo jeśli masz - rzuciłam mu puszkę, a sama nalałam sobie szampana do kieliszka - Dzięki.
- Nie ma za co - wyszczerzyłam się. Wzięłam swoje procenty i wraz z chłopakiem wróciłam do salonu, gdzie impreza trwała w najlepsze. Dołączyliśmy do grupki chłopaków, która piła ile wlezie. 
- Możemy się dołączyć? - zapytałam.
- Jasne - odpowiedział, któryś z imprezowiczów. 
- Na czym polega ta gra? - szepnął mi do ucha Austin.
- Wymyśliliśmy ją kiedyś. To jak gra w butelkę tylko z piciem alkoholu. Jeśli na Ciebie wypadnie pijesz tyle kieliszków ile dana osoba Ci każę. Najwięcej można 3, żeby po pierwszej kolejce nam wszyscy nie padli - odparłam
- Kto pierwszy kręci? - zapytał Chad, puszczając do mnie oko.
- Ja, bo jestem jedyną dziewczyną tutaj - powiedziałam. Zakręciłam butelką, która wylosowała Micheal'a - 2. Chłopak posłusznie wypił 2 kieliszki. Następnie kręcił on. Wypadło na Austin'a, który musiał wypić 3. Chłopcy nie żałowali sobie alkoholu i pod pijali nawet wtedy kiedy nie była ich kolej. Więc po około 10 minutach, wszyscy byliśmy już tak wstawieni, że nie za bardzo chciało nam się grać. 
- Chcesz potańczyć? - szepnął mi do ucha chłopak.
- Z przyjemnością - zaczęłam wirować w rytm muzyki. Ręce Austina błądziły po moim ciele. Odczuwałam miłe mrowienie, kiedy jego usta stykały się z moją szyją. Nie potrafiłam powiedzieć dlaczego, ale ten chłopak miał magnetyzm, który mnie do niego ciągnął.
- Zamiana - usłyszałam. Austin puścił mnie i przekazał innemu chłopakowi - Zawsze miałaś problem z picie prawda? 

Przepraszam, że dopiero teraz wstawiam ten rozdział, ale nie miałam wcześniej jak. Koncert Justina - krótko mówią N I E S A M O W I T Y i brak czasu i weny.. postaram się częściej wstawiać rozdział!
Dziękuje za ponad 12 tysiące wejść i 60 komentarzy. 
Mam nadzieję, że będzie jeszcze więcej
#MuchLove @Lilianna_Prince

Zróbmy taką umowę.. wy komentujcie, ja piszę częściej rozdziały okej?