poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Chapter Six

Następnego dnia dzwonek obwieścił koniec lekcji historii i dwudziestu pięciu uczniów jednocześnie wstało z ławek.
- Na jutro proszę przeczytać rozdział 4 - zawołał za nami pan Clark. 
Wrzuciłam wszystkie książki do torebki, czekając aż wszyscy opuszczą salę. 
- Tak panno Prince? - zapytał nauczyciel widząc, że na coś czekam.
- Proszę pana czy mogłabym przełożyć ten projekt na następny tydzień? - poprosiłam błagalnie. Projekt zaliczeniowy miał zrobić każdy uczeń. Ocena z niego było w 80% oceną na koniec semestru. Osoba, która go nie zrobiła lub zdała na niedostateczny, nie miała szans zdać klasy. 
- A co się stało?
- Mam problemy rodzinne - skłamałam.
- No dobrze - nie drążył tematu - Ale to ostateczny termin! - powiedział.
- Dziękuje bardzo - uśmiechnęłam się promiennie i czym prędzej opuściłam pomieszczenie. Kiedy znalazłam się na korytarzu, spojrzałam na ekran telefonu, który od godziny sygnalizował, że pojawiła się nowa wiadomość. Dostałam wiadomość z niezidentyfikowanego numeru.

Gdybyś potrzebowała pomocy, wiesz gdzie mnie szukać. 
                                                                           J.

~*~ 

- Lily?
Odwróciłam się i zobaczyłam Niki. Ubrana była w strój cheerleaderki. Włosy miała związane w kucyk, różową wstążką. Jej twarz była pobladła i zmęczona, jakby nie spała od kilku dni.
- Cześć - uśmiechnęłam się do niej.
- Idziesz w sobotę na imprezę Cassie? - rzuciła od niechcenia - pytał czy przyjdziemy.
- Mhm powiedziała, że będę - odparłam.
- Pójdziemy razem? - zapytała z nadzieją.
- Zawsze chodzimy razem - powiedziałam zdziwiona. 
- A no - mruknęła.
- Niki co się stało? - szepnęłam. Przepuściłam kilku chłopaków z drużyny hokejowej i spojrzałam na przyjaciółkę.
Dziewczyna spuściła głowę i przyglądała się swoim nowym trampką z firmy Converse. Za nią przepychało się kilku pierwszoklasistów, ale nie zwróciła na nich większej uwagi. 
- Pamiętasz imprezę u Matta? - zapytała nie podnosząc głowy.
- Mhm - odparłam, przypominając sobie spotkanie z Justinem - Co się wtedy wydarzyło? - uniosłam brwi zdezorientowana.
- Zrobiliśmy to - wydusiła wreszcie. Zanim zdążyłam zapytać co takiego ona kontynuowała - Był taki delikatny, mówił że mnie kocha, nie potrafiłam mu się oprzeć - szepnęła. Łzy płynęły jej po policzkach, barwiąc je na czarno. 
- Och, Niki.
Przytuliłam przyjaciółkę, chcą w jakiś sposób dodać jej otuchy. Nie wiedziałam jak inaczej mogłam jej pomóc. Nie potrafiłam wyobrazić sobie jak się w tym momencie czuje. 
- Lily - odsunęła się ode mnie - To nie wszystko.
- Co? - otworzyłam szeroko oczy.
- Jestem w ciąży.

~*~

- Justin? - pierwszą osobą jaka przyszła mi do głowy był właśnie on.
Zaspany głos chłopaka odezwał się w słuchawce i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jest po północy. Cały dzień wymyślałam bezsensowne słowa pocieszenia. Nie wiedziałam jak mam się zachować. Nie wierzyłam w to co usłyszałam, ani w to co zobaczyłam. Przyjaciółka na potwierdzenie swoich słów wyjęła i pokazała mi test ciążowy. Nie było wątpliwości, że jest on prawdziwy. 
- Słucham?
- Musisz mi pomóc - powiedziałam błagalnie?
- Lily? Co się stało?
- Spotkajmy się za 20 minut w parku.
- Dobrze, będę.

20 minut później siedziałam na ławce, czekając na chłopaka. Rozmyślałam co powinnam zrobić. Jak miałam postąpić? Co zrobić? Wiedziałam, że muszę ją wspierać w każdej decyzji. Nie ważne jaka ona będzie.
- Lily? - głos chłopaka przerwał moje rozmyślenia. 
- O hej - mruknęłam. Zrobiłam mu miejsce, które szybko zajął.
- Co się stało? - zapytał.
- Mam problem - zaczęłam bawić się swetrem - Wiem, że Cię nie powinnam o nic prosić po tym co Ci powiedziałam. Ale muszę. Jesteś ostatnią deską ratunku - spojrzałam na chłopaka z oczami pełnymi łez.
- Co się stało? - powtórzył.
- Pamiętasz Niki?
- Twoją przyjaciółkę? - upewnił się.
- Tak - pokiwałam głową.
- Coś się jej stało?
- Można tak powiedzieć - przyznałam.
- Lily do cholery o co chodzi?! - zapytał
- No bo wiesz... - szepnęłam, nie pewne czy mogę mu o tym powiedzieć - Ona jest w ciąży.

~*~

- Nie rozumiem.
- Cholera Justin! Co jest w tym do rozumienia?! - warknęłam - Moja przyjaciółka jest w ciąży!
- Ale jak to? - spojrzał na mnie zdumiony
- Żartujesz sobie? - syknęłam.
- Lily nie chodzi mi o to, że nie wiem jak się robi dzieci - zapewnił - Ale nie rozumiem co ode mnie oczekujesz.
- Pomocy.
- Jakiej pomocy? Co ja mogę w takiej sytuacji zrobić?
- Nie ważne - pokręciłam głową - Wiedziałam, że proszenie Cię o coś nie ma sensu.
- Zaczekaj - złapał mnie za rękę, widząc że chce wstawać - Nie o to mi chodziło.
- Nie, masz rację. Nie wiem dlaczego do Ciebie zadzwoniłam. Może potrzebowałam kogoś kto mnie zrozumie? - wzruszyłam ramionami - Zapomniałam jednak, że nie jest tak jak dawniej. Że nie jesteśmy przyjaciółmi. Nie powinnam Cię o nim prosić. Nie powinnam z tobą nawet rozmawiać. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Przepraszam.
- Za co Ty mnie do cholery jasnej przepraszasz? 
- Za to, że nie potrafię, byś był dla mnie obojętny.

~*~

"Miłość jest wtedy kiedy płyną łzy a Ty nadal go kochasz"

- Musimy powiedzieć twoim rodzicom - oświadczyłam pewnego dnia przyjaciółce.
- Co? - spojrzała na mnie przerażona - Oni mnie zabiją.
- Nie przesadzaj. 
- Nie - warknęła - Nie powiemy im.
- Ach tak? A co im odpowiesz kiedy spytają dlaczego masz taki wielki brzuch?
- Że przytyłam.
- Myślisz, że dadzą się nabrać? - prychnęłam. 
- Nie wiem. Mam nadzieję, że tak.
- Może twoi starzy są trochę staroświeccy, ale nie głupi. Od razu połapią się, że jestem w ciąży. Musisz im powiedzieć.
- I powiem.. w najbliższym czasie.
Westchnęłam zirytowana i wróciłam do przeglądania plików o rzeźbach Michała Anioła.
- Za dużo tego - jęknęłam, przewracając się na bok. Spojrzałam na kolejny tomik i zrezygnowana zaczęłam czytać pierwsze wersy - To bez sensu. Dlaczego ja mam akurat tego rzeźbiarza? 
- A skąd mam to wiedzieć? - burknęła.
- Ty to masz fajnie. Zaliczyłaś to rok temu i teraz masz ludzik. 
- Mhm. 
Przeczytałam kilka kolejnych stron, kiedy odezwał się mój telefon. Przyszła nowa wiadomość od nieznanego numeru.

Nauka z podręcznika jest nudna, mogę pokazać Ci wszystkie miejsca, które chcesz zobaczyć, jeśli tylko się zgodzisz. 
                                             J.

Odpisałam.

Nie jest taka zła. Wolę to niż spędzanie z czasu z osobą, która nie ma w sobie na tyle odwagi, aby mi się pokazać.

Po kilku sekundach dostałam nowego sms'a: Wiadomość nie może zostać wysłana. Numer nie istnieje.
- Niki? - zawołałam.
- Co się stało? - zapytała słysząc panikę w moim głosie. 
- Patrz - podałam jej telefon. Spojrzała na wiadomość.
- Jak to możliwe? - szepnęła
- Nie wiem - odszepnęłam.
- Kto wysyła te wiadomości?
- Sama bym chciała wiedzieć.
Jeszcze raz spojrzała na wyświetlacz na którym pojawiło się powiadomienie o nowym sms'ie.
- Otwórz go - poddała mi telefon. Obie pochyliłyśmy się nad ekranem, powoli czytając każde słowo.

Niespodzianka! Mam twój numer telefonu i nie zawaham się go użyć. 
Zostaw GO w spokoju, a nic Ci się nie stanie. Buziaki. 
                                                                                                J.

Przepraszam, że dopiero teraz. Obiecuję, że co 3 dni będzie nowy rozdział. Ale wy też musicie pokazać, że go chcecie. KOMENTUJCIE! Bo przestaliście to robić. 
Dziękuje, że czekaliście na ten rozdział. Pozdrowienia. 
Jak pewnie się domyślicie "J" to nie Justin:) Chociaż po 3 pierwszych sms'a można tak wywnioskować. Ale 4 chyba jest dosyć przekonujący i stawia sprawę jasno:)
Pozdrawiam @Lilianna_Prince

PS; Rozdziałów nie będę promować. Waszym zadaniem jest sprawienie, żebym wiedziała, że czytacie tego bloga xoxo



piątek, 19 kwietnia 2013

Uwaga!

Z przykrością stwierdzam, że nowy rozdział pojawi dopiero po testach gimnazjalnych czyli po 25 marca. Muszę się uczyć, więc nie mam czasu.

Na stronie "Hejtujesz Biebera" nie pojawi się wzmianka o nim.. ponieważ stronę mi ukradziono.. przepraszam za problemu. 

Podajcie poniżej Twittery lub jakiś kontakt to wam wyślę wiadomość.

Przepraszam, Kocham @Lilianna_Prince

czwartek, 11 kwietnia 2013

Chapter Five


"Każda chwila w samotności przypomina mi Ciebie, każde miejsce w którym byliśmy, każdy przedmiot, którego dotknąłeś, na który spojrzałeś. Pamiętam dokładnie każdy uśmiech, każdą sekundę kiedy byliśmy razem. Wszystko w moim życiu kojarzy mi się z Tobą..."
~*~

Czasem czujemy się zagubieni. Nie wiemy co powinniśmy zrobić. Co jest słuszne, a co nie? Co nam pomoże, a co zrani? Nigdy nie jesteśmy pewni czy to co zrobiliśmy było dobre. Czy nie wybraliśmy złej drogi? Czy nie zniszczyliśmy wszystko co budowaliśmy przez te lata jedną, głupią kłótnią? Czy nie powinniśmy postąpić inaczej?
Gdybyśmy znali odpowiedzi na te pytania, życie byłoby o wiele łatwiejsze. Jednak tak nie jest. Sami musimy po trochu odkrywać prawdę, która nie zawsze jest taka jakbyśmy chcieli. 
Życie to setki niespodzianek. Niespodzianek, które zmieniają nasz świat. Na lepsze, bądź na gorsze. 
Czasem wydaje się ,ze postąpiliśmy słusznie. Że wybraliśmy dobrą ścieżkę. Jednak później uświadamiamy sobie, że ta decyzja wpłynęła nie tylko na nasze życie, ale także najbliższych. Na osoby, które zawsze nas wpierają. Osoby, które przez całe życie nam towarzyszyły. Chronili przed złem, które spotykamy na co dzień. Robili wszystko, abyśmy nie popełniali tych samych błędów co oni. Kochali nas i chcieli, żebyśmy mieli jak najlepszą przyszłość. My jednak to odrzucaliśmy, myśląc że to nie jest najważniejsze. Że najważniejsi są znajomi, imprezy i alkohol. Dobra zabawa. Byliśmy nastolatkami, którzy nie rozumieli jednej ważnej rzeczy. Że rodzina jest po to by nas chronić.

~*~

Czy popełniliście kiedyś błąd, który kosztował was utratą najbliżej osoby? Czy zniszczyliście coś co ktoś próbował naprawi? Odrzuciliście od siebie miłość drugiej osoby, bojąc się zranienia? 
I dopiero później zdałaś sobie sprawę, że straciłaś kogoś kogo kochałeś. Ktoś kto rozumiał Cię jak nikt innych. Ktoś kto znał Cię od dziecka. Osobę, dla której zrobiłabyś wszystko. Która był z tobą zawsze w trudnych chwilach, wspierała Ci i pomagała. Ktoś, kto po zmianie nadal widział w tobie tą samą osobę, którą byłaś. 

~*~

Dni mijały, a ja nie potrafiłam się pogodzić z odejściem Justina. Nienawidziłam siebie za to, że go odrzuciłam. Że nie pozwoliłam mu naprawić błędu, który popełnił. Że zniszczyłam wszystko co kiedykolwiek mogła zaistnieć. Zniszczyłam naszą miłość. Zniszczyłam siebie.
Ból był dotkliwszy niż 3 lata temu. Wiedziałam czemu. Bo to ja nie zgodziłam się z nim być.
- Chce umrzeć - wychlipałam. Wytarłam chusteczką nos i ponownie wybuchnęłam płaczem. Dlaczego to zawsze spotyka mnie? - pomyślałam. 


~*~

W szkole nie czułam się najlepiej. Miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą. Obwiniają mnie o to co się zdarzyło.
Justin po naszej rozmowie przeniósł się do hotelu, nikomu nie wyjaśniając dlaczego. W wywiadach pytany czemu jest smutny - wzruszał tylko ramionami. A ja? Nie chciałam rozmawiać o tym co wydarzyło się kilka dni temu. Chciałam zapomnieć i znów żyć tak jak dawniej. Żyć jakby Justin nigdy nie wrócił. 
Nie było to jednak możliwe. Nie potrafiłam wybaczyć sobie to, że go odrzuciłam. Setki razy wyobrażałam sobie tą scenę. A kiedy ona nadeszła po prostu wszystko zniszczyłam. Zniszczyłam naszą przyjaźń. Na zawsze.
- Dobrze się czujesz? - głos przyjaciółki wyrwał mnie z zamyślenia. Uniosłam na nią wzrok, aby po chwili znów spojrzeć na brudno - żółtą ścianę sali od matematyki.
- Tak - mruknęłam, opierając głowę na rękach. Nauczycielka tłumaczyła coś znudzonym tonem. Większość uczniów nie zwracała na nią uwagi. Znaleźli się jednak tacy, którzy wpatrywali się w nią jak w obrazek. Uważani byli oni za kujonów, których nikt nie lubił. 
- To przez Justina prawda? - szepnęła. Wzruszyłam ramionami. Wyjęłam z torby zeszyt i zaczęłam przepisywać równania z tablicy - Daj spokój - wyrwała mi długopis z ręki. Spiorunowałam ją wzrokiem.
- Oddaj - syknęłam.
- Nie dopóki mi nie powiesz co się stało - spojrzałam na nią lodowato, domagając się zwrotu przyboru do pisania. Pokręciła tylko głową.
- Pokłóciliśmy się - powiedziałam wreszcie. W skrócie opowiedziałam jej co się stało, kiedy wróciłam do domu. 
- O Boże - zakryła ręką usta - Dlaczego to zrobiłaś?
- Nie wiem - powiedziałam cicho. Zabrzmiał dzwonek. Poderwałam się z krzesła i pospiesznie zaczęłam pakować książki. Szybko wyszłam z klasy. W szafce zostawiłam niepotrzebne rzeczy i ruszyłam w stronę parkingu, na którym większość uczniów wsiadała już do aut. Byłam jedną z niewielu osób w moim liceum, która nie miała samochodu. Najczęściej podrzucała mnie Niki, bądź których chłopaków z drużyny hokejowej. Dzisiaj jednak zdana była na siebie.
- Lily! - usłyszałam swoje imię i niechętnie odwróciłam się do rozmówcy. Cassie podbiegła do mnie z wielkim uśmiechem przyklejonym do twarzy - W sobotę robię imprezę może wpadniesz? - zapytała z nadzieją w głosie. 
- Może - wzruszyłam ramionami, poprawiając torebkę na ramieniu - Z jakiej okazji ta impreza?
- Moje urodziny - zaczerwieniła się lekko.
- Które to już? 16?
- 18 - mruknęła urażona.
- Żartuję - zaśmiałam się i poklepałam ja po ramieniu - Zobaczę. Jak będę miała czas to wpadnę - powiedziałam. Odwróciłam się na pięcie i skierowałam na przystanek.

Włożyłam klucz do zamka i przekręciłam. Drzwi otworzyły się automatycznie. Weszłam do przedpokoju. Ściągnęłam mokrą kurtkę i buty, a torebkę zostawiłam na podłodze. 

- Jestem - krzyknęłam, wchodząc do salonu. Mama siedziała na kanapie przerzucając programy - Co robisz?
- Hej kochanie - pocałowała mnie w policzek i zmarszczyła czoło - wiesz na jakim kanale jest Kuchnia Tv?
- 204 - uśmiechnęła się z wdzięcznością. Włączyła program i z zainteresowaniem oglądała rozmaite dania robione przez najlepszych kucharzy. 
Patrzyłam na nią przez chwilę. Odkąd mama rozstała się z tatą rzadko widziałam ją szczęśliwą. Ba, rzadko widziałam, żeby się uśmiechała. Najczęściej robiła to tylko ze względu na nas, żebyśmy nie zobaczyli, że jest smutna. Nigdy przy nas nie płakała, ani nie użalała się nad swoim losem. Dla nas poświęciła całe życie. Byłam wdzięczna jej za to co dla nas robiła. 
- Dziękuje - szepnęłam. Spojrzała na mnie zaskoczona.
- Za co?
- Za wszystko - uśmiechnęłam się lekko. Przytuliłam ją i wtuliłam twarz w jej ramię. Pierwszy raz od tak dawno poczułam się bezpieczna. 
- Nie ma za co - pocałowała mnie w czoło i wróciła do oglądania. Wstałam z podłogi i ruszyłam stronę pokoju. Wzięłam po drodze torbę. Miałam zamiar odrobić zaległości, które nagromadziły przez te 3 dni nieobecności. Przeszkodził mi jednak sms, który dostałam od nieznanego numeru.
"Na zawsze Twój."

Kolejny rozdział? Może jutro. 
Komentujcie chce wiedzieć ile was jest i czy opłaca się pisać
Dziękuje. #MuchLove 

piątek, 5 kwietnia 2013

Chapter Four

Pamiętasz dzień, w którym pierwszy raz poszłaś do szkoły? Dzień, który skończył się koszmarem, bo jak zawsze zrobiłaś z siebie pośmiewisko. Dzień, w którym nie było przy tobie najlepszego przyjaciela, który obroniłby Cię i spróbował naprawić sytuację. Przyjaciela, który znał Cię na wylot. Wiedział o tobie wszystko. Znał twoje najskrytsze obawy, pragnienia czy marzenia. Który przez całe życie był przy tobie, chronił i pomagał. Któremu mogłaś powierzyć sekret, wiedząc że tam jest bezpieczny. Któremu mogłaś się wypłakać w gorszym dniu. Który wiedział jak Cię pocieszyć czy rozśmieszyć. Który był dla Ciebie wszystkim.
Pewnie myślałaś, że już zawsze będziecie razem. Że w przyszłości zamieszkacie w jednym domu z wielkim ogrodem i basen. Zatrudnicie sprzątaczkę, aby sprzątała wam bałagan, który zrobicie. Ogrodnika, który skosi trawę i wystrzyże trawnik. Kucharza, który będzie gotował wam ulubione potrawy. I wiele, wiele innych osób, które będą wam obsługiwać, aby żyło wam się dobrze.
I znowu niespodzianka.. niestety życie to nie bajka, którą oglądałaś w dzieciństwie. Życie to ciężka praca, mnóstwo zmartwień i niespodzianek. 
Próbowałaś kiedyś zaplanować dzień? Pewnie tak. Jednak nawet Cię nie znając wiem, że coś poszło nie tak prawda? Spotkałaś przeszkodę, która zniszczyła wszystko co wcześniej obmyśliłaś. Zniszczyła twój plan, nad którym pracowałaś wiele godzin, żeby był idealny. Nie pomyślałaś, jednak o czymś. Że w życiu nie ma rzeczy idealnych. I czy tego chcesz czy nie, wcześniej czy później się o tym przekonasz.

Historia dziewczyny, którą zostawił najlepszy przyjaciel... znajome?

~*~


Poczułam ciepły oddech chłopaka na karku.
- Lubisz być niegrzeczna co? - uśmiechnął się ukazując białe zęby.
- Odwal się Bieber - syknęłam, odpychając go od siebie. Czułam zapach alkoholu pomieszanego z wodą kolońską. Chłopak przyglądał mi się przez chwilę.
- Nic się nie zmieniłaś - powiedział po namyśle.
- Nic o mnie nie wiesz - warknęłam. 
- Naprawdę tak sądzisz? - uniósł brwi - nie pamiętasz, że kiedyś się przyjaźniliśmy?
- Dobre słowa - odparłam - P R Z Y J A Ź N I L I Ś M Y - uśmiech zniknął z jego twarz. 
- Chce to naprawić - szepnął. Spojrzałam na niego zdumiona. Kpi sobie ze mnie czy co?
- Za późno Justin - wydusiłam - O 3 lata za późno. Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z imprezy.

~*~

Następnego dnia obudziło mnie jasne światło wpadające do pokoju. Coś mi się nie zgadzało. Gwałtownie otworzyłam oczy i zerwałam się na równe nogi, podbiegając do okna. Jęknęłam zdegustowana. Na dworze było mnóstwo śniegu. Ulice, domy, auta wszystko pokrywała gruba warstwa lodowatego puchu. 
- Lily - pukanie do drzwi, odwróciło chwilowo moją uwagę od pierwszych oznakach nadchodzącej zimy - Śniadanie.
- Już idę - krzyknęłam.
Nałożyłam na siebie szary dres i przydługi podkoszulek. Włosy związałam w kok i zeszłam na dół. Z kuchni płynął przyjemny zapach pieczonych tostów. 
- Dzień dob.. - urwałam widząc chłopaka w pomieszczeniu - Co ty tutaj robisz? - spojrzałam na niego lodowato.
- Grzecznie - odparła mama, poddając mi talerz ze śniadaniem - Justin zostanie u nas kilka dni.
- Czemu? - spojrzałam na nich podejrzliwie. Już nie pamiętali jak cierpiałam, kiedy on mnie opuścił? Jak wszyscy cierpieliśmy po jego odejściu? 
- Justin ma przerwę w trasie. Jego dom został sprzedany, więc pomieszka u nas trochę.
- Nie stać go na hotel? - spytałam złośliwie, widząc jednak minę rodzicielki opanowałam się i dodałam - przepraszam.
- Nic się nie stało - przytuliła mnie do siebie. Ona też stęskniła się za Biebsem. Nie chciałam odbierać jej tej chwili - Idź jeść, bo Ci wystygnie.
Usiadłam przy jednym z wolnych krzeseł. Posmarowałam tosta ketchupem i zaczęłam jeść.
- Dzisiaj o 12 wraca Rocky, trzeba po nią pojechać - odezwała się mama.
- Ja nie mogę - odparł szybko brat, pokazując mi język.
- Ja tym bardziej! Umówiłam się z dziewczynami! 
- To przełożysz spotkanie. Siostra jest ważniejsza.
- A czemu to ja zawsze muszę ją odbierać? - jęknęłam - Niech tym razem to on ją weźmie. Autobusem jedzie się tam ponad półgodziny, a o 13 miałyśmy się spotkać żeby się pouczyć.
- Będziecie się uczyć? - zapytała podejrzliwie.
- Oczywiście - odparłam, mając nadzieje, że to nie ja będę musiała zabrać siostrę.
- Godzina Cię nie zbawi - powiedziała wreszcie.
- Mamo! - zirytowałam się - Jack jedzie się spotkać z chłopakami, niech on ją odbierze! I on ma auto! 
- Lily...- zaczęła
- Mogę ją zawieść - przerwał jej Justin. Spiorunowałam go wzrokiem.
- Nie pojadę z nim - syknęłam, widząc uśmiech na twarzy rodzicielki.
- Albo on albo autobus. Chyba, że chcesz się mniej uczyć - puściła do mnie oczko i wyszła z kuchni.
- Świetnie - mruknęłam.

- Ustalmy sobie coś okej? - powiedziałam, siadając z przodu żółtego Lamborghini - Nie jesteśmy przyjaciółmi. To co było to przeszłość rozumiesz?
- Naprawdę tego chcesz? - zapytał z bólem w oczach. Włożył kluczyki do stacyjki i odpalił auto. Przyglądał mi się przez dłuższą chwilę nim ruszył. Położyłam ręce na kolanach. Czy naprawdę tego chciałam? Żeby to co było przestało się liczyć? Czy dzięki temu mogłabym żyć normalnie? Zakochać się w jakimś zwykłym chłopaku poznanym na imprezie? Czy to było możliwe?
- Tak - szepnęłam - Tego właśnie chce.

~*~


- Pociąg 234 wjechał właśnie na peron numer 4 - odezwał się głos z głośników.
- To jej pociąg - mruknęłam, szukając wzrokiem siostry.
- Lily - chłopak złapał mnie za rękę. Obrócił mnie do siebie chcą, aby na niego spojrzała - Przepraszam. Wiem, że uważasz mnie za idiotę, ale chciałem, żebyś wiedziała, że naprawdę mi przykro. Nigdy nie chciałem Cię zranić - szepnął. 
Skinęłam głową. Odwróciłam się do niego plecami, czując motyle w brzuchu. A może to prawda, że pierwsza miłość przetrwa wszystko? - zapytałam samą siebie. Nie dano mi jednak szansy dłużej się na tym zastanawiać, bo zobaczyłam siostrę przepychającą się w moją stronę z wielkim uśmiechem na twarzy. Podbiegłam do niej.
- Hej sis - szepnęłam, całując ją w policzek. Przytuliłam ją do siebie. 
- Dusisz mnie - jęknęła. Odsunęłam się od niej ze śmiechem.
- Jak było? - zapytałam.
- Opowiem Ci w domu - powiedziała tajemniczo.
- To tajemnica? - wzięłam od niej walizkę.
- Może - wyszczerzyła się.

- Justin - szepnęłam
- Tak? - zobaczyłam nadzieję w jego oczach, która szybko się rozwiała, kiedy usłyszała, to co chciałam mu powiedzieć.
- Lepiej będzie jeśli nie będziemy utrzymywać ze sobą bliższych kontaktów. Mieszkamy w jednym domu, ale nic po za tym. Po prostu nie wchodźmy sobie w drogę okej? - poprosiłam.
- Jak sobie życzysz - odparł grobowym tonem. Wysiadłam z auta. Owiało mnie chłodne powietrze. Białe płatki śniegu spadły na moją wyciągniętą dłoń. Poczułam jak z zetknięciu z moją skórą śnieg się roztapia i zamienia w kałużę. Uśmiechnęłam się sama do siebie. 
Nie miałam wcale ochoty spotykać się z dziewczynami. Chciałam porobić coś z kimś, kto mnie zrozumie. Jedyną taka osobę, był niedawno poznany chłopak. Bez zastanowienie wybrałam jego numer. 
- Halo? - usłyszałam zmęczony głos chłopaka.
- Austin? 
- Tak, kto mówi?
- Lily, nie chciałabyś się spotkać?
- Lily? Jasne, kiedy i gdzie?
- Za półgodziny w parku?
- Będę.
- Cieszę się. 
- Ja też.

~*~

- Musi Ci być trudno - powiedział chłopak, przystępując z nogi na nogę. Przez kilkoma minutami skróciłam mu ponowne spotkanie z Justinem. Austin jak nikt inny potrafił mi pomóc. Rozumiał mnie i moje problemy. Doradzał mi i starał się uporać ze wspomnieniami i teraźniejszością. Robił wszystko, abym była szczęśliwa. Choć znaliśmy się dopiero niecałe dwa dni, była wdzięczna losowi, że przysłał mi osobę, która tak doskonale rozumiała to co przechodzę. Osobę, która przeżyła coś podobnego. Osobę, która mogła mi pomóc znów być szczęśliwą.
- Co ja mam teraz zrobić? - szepnęłam bardziej do siebie niż do chłopaka.
- Powinnaś o nim zapomnieć i cieszyć się życiem - odparł.
- Jakby to było takie łatwe - westchnęłam.
- Mała - uśmiechnął się do mnie ciepło - pamiętaj nic w życiu nie jest łatwe.

Po spotkaniu z Austinem, długo zastanawiałam się czy wrócić do domu czy nie pojechać gdzieś. Jednak coś podpowiadało mi, że ucieczka nie jest dobrym rozwiązaniem. Uciekałam przez 3 lata przed wspomnieniami. Czas stawić im czoło. 

~*~

- Jestem - krzyknęłam w progu, zdejmując przemoczone buty i kurtkę. Mokre włosy związałam w kucyk. Ruszyłam w stronę swojego pokoju, mając nadzieję nie spotkać na swojej drodze Justina. Przeliczyłam się. Chłopak stał akurat przed moimi drzwiami. Zamierzałam się już wycofać, kiedy Biebs mnie zobaczył.
- Cześć - powiedział, patrząc na coś z zaciekawieniem. Przybliżyłam się, chcąc wyraźnie widzieć przedmiot, który tak zainteresował chłopaka. 
- Hej - odpowiedziałam, niepewnie stając obok. Justin patrzył na zdjęcie wykonane kilka lat temu. Na zdjęciu ja i on obejmujemy się nawzajem i z ogromnymi uśmiechami na twarzy spoglądamy w obiektyw. Zdjęcie robiła moja mama. Był to nasz pierwszy wyjazd za granicę.Obiecaliśmy sobie, że kiedyś tu wrócimy. Najlepsze wakacje, jakie przeżyłam. Wydawało mi się wtedy, że nie można być szczęśliwszą osobą niż wtedy ja byłam. Okazało się jednak, że wszystko co dobre kiedyś się kończy. Justin kilka miesięcy później wyjechał i nigdy nie spełniłam swojej obietnicy, która była nic nie warta bez niego.
- Pamiętasz? - szepnął.
- Tak - skinęłam głową. Do moich oczu napłynęły łzy, kiedy zdałam sobie sprawę, że wszystko co przeżyliśmy było tak dawno temu. Że każde dobre wspomnienie wiązało się z przeszłością nie z teraźniejszością. Nic co wydarzyło się przez te 3 lata nigdy mnie nie uszczęśliwiło jak ten jeden wyjazd za granicę. Wyjazd, który na zawsze odmienił moje życie. Może gdybym wtedy wyznała mu  to co do niego czuję nie wyjechałby? Zostałby ze mną i wiódł szczęśliwe życie. Ale czy na pewno? Czy byłby szczęśliwy wiedząc, że mógł spełnić marzenia, a to co go powstrzymało to ja? Czy ja byłabym szczęśliwa, wiedząc że zniszczyłam mu nadzieję na lepsze życie?
- Chciałabym, żeby to wróciło - odezwał się - Nigdy w życiu nie żałowałem niczego tak bardzo jak utraty kontaktu z tobą. To było gorsze niż śmierć. Miałem wrażenie, że wszystko wypala mi się w środku. Każde wspomnienie wywoływało u mnie straszliwe męczarnie. Nie mogłem pogodzić się z tym, że nie jesteśmy razem wiesz? - spojrzał na mnie ze łzami w oczach - Długo zastanawiałem się dlaczego tak jest. I wreszcie zrozumiałem.
- Co? - szepnęłam.
- Że Cię Kocham. 

Przepraszam, że tak długo nie pisałam. Obiecuję, że raz lub dwa razy w tygodniu będzie dodawany rozdział. Dziękuje za ponad 90 komentarzy! Mam nadzieję, że z czasem będzie was jeszcze więcej!
Proszę komentujcie to naprawdę zachęca.
Postanowiłam pisać rozdziały na zapas.
Nowy rozdział? Może poniedziałek/wtorek. W zależności od komentarzy. 
Pozdrawiam @Lilianna_Prince