piątek, 3 maja 2013

Chapter Seven

Wolnym krokiem skierowałam się do głównego wejścia budynku szkoły. Za pięć minut rozpoczynała się pierwsza lekcja, na której miałam mieć sprawdzian. Wczoraj miałam się na niego poczuć, jednak po sms'ie od nieznajomego wypadło mi to z głowy. Cały dzień zastanawiałam się, kto mógł go przysłać. 
Kiedy weszłam do sali, pani rozdawała już arkusze z zadaniami. Niezauważalnie przemknęłam na swoje miejsce. Wzięłam od nauczycielki sprawdzian i przeglądnęłam pytania. Nie byłam zdziwiona widząc, że nie potrafię odpowiedzieć na żadne z nich. 
- Niki - kopnęłam ławkę przed sobą, mając nadzieję, że przyjaciółka pomoże mi w teście. Tamta jednak olała mnie i sama rozwiązywała zadania. Westchnęłam ciężko. Gdyby był tutaj Justin na pewno by mi pomógł - pomyślałam. W tym samym momencie poczułam znajome wibracje w torbie. Rzuciłam szybkie spojrzenie na nauczycielkę, która pisała coś w zeszycie i wyjęłam telefon. Nadawcą wiadomości był Justin. Jedną ręką zakryłam Iphona i przeczytałam wiadomość: "Nie musisz dziękować (...)." Pod spodem były wszystkie odpowiedzi na pytania do testu. Odpisałam krótkie "Dziękuje". i Wzięłam się za uzupełnianie. 
- 10 minut do końca - powiedziała nauczycielka. Obrzuciła klasę lodowatym spojrzeniem mówiącym, że wiele z nas i tak obleje test i wróciła do wcześniejszej czynności.
Szybko dokończyłam pisanie i podeszłam do biurka, oddając sprawdzian. Kobieta uśmiechnęła się do mnie i skinęłam głową, żebym wróciłam do ławki. Klasa spojrzała na mnie zdumiona, kiedy z powrotem usiadłam na krześle. 
- Jak ty to zrobiłaś? - szepnęła Niki. Wzruszyłam tylko ramionami. Z niecierpliwością wyczekiwałam dzwonka. Kiedy zabrzmiał jako pierwsza opuściłam salę.

Następne lekcje minęły szybko i nim się spostrzegłam stałam na parkingu czekając na brata, który obiecał mnie odwieść. Kiedy po 15 minutach zostałam sama na parkingu zdałam sobie sprawę, że ten idiota znów o mnie zapomniał. 

- Lily - znajomy krzyk chłopaka, przywołał znajomy dreszcz przeszywający moje ciało.
- Justin? - uniosłam brwi zdezorientowana - Co ty tutaj robisz? 
Podjechał do mnie swoim żółtym Lamborghini i otworzył drzwi.
- Twój brat poprosił mnie, żebym po Ciebie podjechał - odpowiedział. 
Jasne - pomyślałam, a na głos odparłam.
- Dzięki, ale nie musiałeś.
- To nie problem - wzruszył ramionami. Wsiadłam do auta. Chłopak ruszył nie odzywając się słowem. To twoja szansa - pomyślałam. 
- Justin - zaczęłam i przerwałam. Nie wiedziałam jak mam to ująć w słowa. Nie wiedziałam czy potrafię. Czy potrafiłam mu wybaczyć i zacząć od nowa? - Przepraszam - szepnęłam. Odwróciłam głowę, by nie widzieć reakcji chłopaka. Bałam się, że mnie wyśmieje i powie, że jest za późno. Cholernie się tego bałam.
- Lily - odezwał się cicho. Zatrzymał auto na poboczu. Wysiadł z niego, otworzył drzwi przede mną i błagalnym wzrokiem poprosił, żebym zrobiła to samo. Niepewnie wysiadłam z Lamborghini i czekałam. Chłopak przyglądał się mi przez chwilę - Mówił Ci ktoś, że jesteś piękna? 
- Co? - zapytałam zdezorientowana. Justin podszedł do mnie, wziął za ręce i przytulił do siebie. Poczułam gorąco bijące od jego ciała.
- Tak bardzo Cię kocham - szepnął. 


~*~

Kilka godzin później siedziałam na łóżku Justina z laptopem na kolanach i próbowałam choćby na chwilę zająć myśli czymś innym niż wiadomościami od nieznajomego. 
- Co się stało? - chłopak usiadł koło mnie i poddał kubeł gorącej czekolady.
- Nic, zamyśliłam się - wzruszyłam ramionami i odwróciłam głowę w stronę okna.
- Lily - spojrzał na mnie wyczekująco, palcem wskazującym podnosząc moją brodę, tym samym zmuszając do spojrzenia na niego - kłamiesz.
- Nic mi nie jest - powiedziałam cicho, wytrzymując jego spojrzenie - Naprawdę - dodałam mało przekonująco.
- Nie wierzę Ci - szepnął - Dlaczego mnie okłamujesz?
- Muszę iść - mruknęłam. Zaczęłam pospiesznie pakować swoje rzeczy, unikając patrzenia na chłopaka. 
- Zaczekaj - złapał mnie za rękę - Zostań jeszcze chwilę - poprosił błagalnie - Tak dawno się nie widzieliśmy.
- Muszę iść - powtórzyłam, wyrywając się z jego uścisku - Niedługo się zobaczymy, obiecuję - pocałowałam chłopaka w policzek i opuściłam jego mieszkanie.
Szybki krokiem ruszyłam w stronę domu znajdującego się kilkanaście przecznic dalej. Zerwał się wiatr, a na chodniku zaklekotała pusta puszka po piwie. Zatrzymałam się przerażona.
Trach.
Gałąź drzewa zaczęła nienaturalnie szybko się ruszać. Serce zaczęło łomotać mi w piersi. Choć nic nie widziałam, wyczuwałam kogoś obecność. Kogoś kto nie miał dobrych zamiarów.
Podskoczyłam jak oparzona, kiedy telefon zasygnalizował nadejście nowej wiadomość. Rozejrzałam się dookoła. Ulice były puste, a domy wyglądały złowrogiej    niż kiedykolwiek. Usłyszałam nikły szept. Kiedy jednak się odwróciłam nikogo tam nie było. Cała roztrzęsiona otworzyłam migoczącą kopertę. 

Mam Cię! Daje Ci ostatnią szansę. Inaczej pożałujesz. 
                                                                          J.
~*~

- Musimy komuś o tym powiedzieć - głos przyjaciółki przebił się przez moją podświadomość. Spojrzałam na nią przerażona. Nadal miałam przed oczami wiadomość. Kimkolwiek była osoba, która ją wysłała nie żartowała. Miałam pewność, że jeśli jeszcze raz jej nie posłucham pożałuje tego.
- Nie mogę - pokręciłam głową. Poczułam jak łzy zbierając się w kącikach moich oczu. 
- Nie możesz tu tak siedzieć i użalać się nad sobą! - wykrzyknęła.
- A co innego mi pozostało? - wychlipałam, nie podnosząc na nią wzroku.
- Musimy się zastanowić, kiedy to się rozpoczęło - opanowała - Pamiętasz kiedy przyszedł pierwszy sms?
- 3 Dni temu - odpowiedziałam, nie rozumiejąc o co dokładnie jej chodzi.
- Co wydarzyło się 3 dni temu? 
- Nic ciekawego - wzruszyłam ramionami.
- A dzień wcześniej?
Przed oczami pojawiły mi się migawki wspomnień. 
- O mój Boże - szepnęłam. Wyjęłam z kieszeni telefon i spojrzałam na wyświetlacz - Myślisz, że to o niego chodzi? - Pochyliłyśmy się nad ekranem uważnie czytając wiadomość: Zostaw Go w spokoju, a nic Ci się nie stanie. 
- Pierwszego sms'a dostałaś kilka dni po kłótni prawda? - zapytała cicho.
- Tak.
- Wydaje mi się mało prawdopodobne, żeby chodziło o coś innego - spojrzała na mnie poważnie - Przykro mi, ale musisz zerwać kontakt z Justinem. Dla Jego i Twojego dobra. 

Wiem, wiem rozdział miał być wczoraj, ale brat mi wziął laptopa...
I jest. Nie wiem czy wam się spodoba.
Mało komentarzy jest.. Nie wiem czy opłaca się pisać tego bloga..
Ale no cóż. 

50 komentarzy - Next Part:)

CZYTASZ = KOMENTUJESZ! #MuchLove @Lilianna_Prince

PS; Ktoś podejrzewa kim jest J?:)

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Chapter Six

Następnego dnia dzwonek obwieścił koniec lekcji historii i dwudziestu pięciu uczniów jednocześnie wstało z ławek.
- Na jutro proszę przeczytać rozdział 4 - zawołał za nami pan Clark. 
Wrzuciłam wszystkie książki do torebki, czekając aż wszyscy opuszczą salę. 
- Tak panno Prince? - zapytał nauczyciel widząc, że na coś czekam.
- Proszę pana czy mogłabym przełożyć ten projekt na następny tydzień? - poprosiłam błagalnie. Projekt zaliczeniowy miał zrobić każdy uczeń. Ocena z niego było w 80% oceną na koniec semestru. Osoba, która go nie zrobiła lub zdała na niedostateczny, nie miała szans zdać klasy. 
- A co się stało?
- Mam problemy rodzinne - skłamałam.
- No dobrze - nie drążył tematu - Ale to ostateczny termin! - powiedział.
- Dziękuje bardzo - uśmiechnęłam się promiennie i czym prędzej opuściłam pomieszczenie. Kiedy znalazłam się na korytarzu, spojrzałam na ekran telefonu, który od godziny sygnalizował, że pojawiła się nowa wiadomość. Dostałam wiadomość z niezidentyfikowanego numeru.

Gdybyś potrzebowała pomocy, wiesz gdzie mnie szukać. 
                                                                           J.

~*~ 

- Lily?
Odwróciłam się i zobaczyłam Niki. Ubrana była w strój cheerleaderki. Włosy miała związane w kucyk, różową wstążką. Jej twarz była pobladła i zmęczona, jakby nie spała od kilku dni.
- Cześć - uśmiechnęłam się do niej.
- Idziesz w sobotę na imprezę Cassie? - rzuciła od niechcenia - pytał czy przyjdziemy.
- Mhm powiedziała, że będę - odparłam.
- Pójdziemy razem? - zapytała z nadzieją.
- Zawsze chodzimy razem - powiedziałam zdziwiona. 
- A no - mruknęła.
- Niki co się stało? - szepnęłam. Przepuściłam kilku chłopaków z drużyny hokejowej i spojrzałam na przyjaciółkę.
Dziewczyna spuściła głowę i przyglądała się swoim nowym trampką z firmy Converse. Za nią przepychało się kilku pierwszoklasistów, ale nie zwróciła na nich większej uwagi. 
- Pamiętasz imprezę u Matta? - zapytała nie podnosząc głowy.
- Mhm - odparłam, przypominając sobie spotkanie z Justinem - Co się wtedy wydarzyło? - uniosłam brwi zdezorientowana.
- Zrobiliśmy to - wydusiła wreszcie. Zanim zdążyłam zapytać co takiego ona kontynuowała - Był taki delikatny, mówił że mnie kocha, nie potrafiłam mu się oprzeć - szepnęła. Łzy płynęły jej po policzkach, barwiąc je na czarno. 
- Och, Niki.
Przytuliłam przyjaciółkę, chcą w jakiś sposób dodać jej otuchy. Nie wiedziałam jak inaczej mogłam jej pomóc. Nie potrafiłam wyobrazić sobie jak się w tym momencie czuje. 
- Lily - odsunęła się ode mnie - To nie wszystko.
- Co? - otworzyłam szeroko oczy.
- Jestem w ciąży.

~*~

- Justin? - pierwszą osobą jaka przyszła mi do głowy był właśnie on.
Zaspany głos chłopaka odezwał się w słuchawce i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jest po północy. Cały dzień wymyślałam bezsensowne słowa pocieszenia. Nie wiedziałam jak mam się zachować. Nie wierzyłam w to co usłyszałam, ani w to co zobaczyłam. Przyjaciółka na potwierdzenie swoich słów wyjęła i pokazała mi test ciążowy. Nie było wątpliwości, że jest on prawdziwy. 
- Słucham?
- Musisz mi pomóc - powiedziałam błagalnie?
- Lily? Co się stało?
- Spotkajmy się za 20 minut w parku.
- Dobrze, będę.

20 minut później siedziałam na ławce, czekając na chłopaka. Rozmyślałam co powinnam zrobić. Jak miałam postąpić? Co zrobić? Wiedziałam, że muszę ją wspierać w każdej decyzji. Nie ważne jaka ona będzie.
- Lily? - głos chłopaka przerwał moje rozmyślenia. 
- O hej - mruknęłam. Zrobiłam mu miejsce, które szybko zajął.
- Co się stało? - zapytał.
- Mam problem - zaczęłam bawić się swetrem - Wiem, że Cię nie powinnam o nic prosić po tym co Ci powiedziałam. Ale muszę. Jesteś ostatnią deską ratunku - spojrzałam na chłopaka z oczami pełnymi łez.
- Co się stało? - powtórzył.
- Pamiętasz Niki?
- Twoją przyjaciółkę? - upewnił się.
- Tak - pokiwałam głową.
- Coś się jej stało?
- Można tak powiedzieć - przyznałam.
- Lily do cholery o co chodzi?! - zapytał
- No bo wiesz... - szepnęłam, nie pewne czy mogę mu o tym powiedzieć - Ona jest w ciąży.

~*~

- Nie rozumiem.
- Cholera Justin! Co jest w tym do rozumienia?! - warknęłam - Moja przyjaciółka jest w ciąży!
- Ale jak to? - spojrzał na mnie zdumiony
- Żartujesz sobie? - syknęłam.
- Lily nie chodzi mi o to, że nie wiem jak się robi dzieci - zapewnił - Ale nie rozumiem co ode mnie oczekujesz.
- Pomocy.
- Jakiej pomocy? Co ja mogę w takiej sytuacji zrobić?
- Nie ważne - pokręciłam głową - Wiedziałam, że proszenie Cię o coś nie ma sensu.
- Zaczekaj - złapał mnie za rękę, widząc że chce wstawać - Nie o to mi chodziło.
- Nie, masz rację. Nie wiem dlaczego do Ciebie zadzwoniłam. Może potrzebowałam kogoś kto mnie zrozumie? - wzruszyłam ramionami - Zapomniałam jednak, że nie jest tak jak dawniej. Że nie jesteśmy przyjaciółmi. Nie powinnam Cię o nim prosić. Nie powinnam z tobą nawet rozmawiać. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Przepraszam.
- Za co Ty mnie do cholery jasnej przepraszasz? 
- Za to, że nie potrafię, byś był dla mnie obojętny.

~*~

"Miłość jest wtedy kiedy płyną łzy a Ty nadal go kochasz"

- Musimy powiedzieć twoim rodzicom - oświadczyłam pewnego dnia przyjaciółce.
- Co? - spojrzała na mnie przerażona - Oni mnie zabiją.
- Nie przesadzaj. 
- Nie - warknęła - Nie powiemy im.
- Ach tak? A co im odpowiesz kiedy spytają dlaczego masz taki wielki brzuch?
- Że przytyłam.
- Myślisz, że dadzą się nabrać? - prychnęłam. 
- Nie wiem. Mam nadzieję, że tak.
- Może twoi starzy są trochę staroświeccy, ale nie głupi. Od razu połapią się, że jestem w ciąży. Musisz im powiedzieć.
- I powiem.. w najbliższym czasie.
Westchnęłam zirytowana i wróciłam do przeglądania plików o rzeźbach Michała Anioła.
- Za dużo tego - jęknęłam, przewracając się na bok. Spojrzałam na kolejny tomik i zrezygnowana zaczęłam czytać pierwsze wersy - To bez sensu. Dlaczego ja mam akurat tego rzeźbiarza? 
- A skąd mam to wiedzieć? - burknęła.
- Ty to masz fajnie. Zaliczyłaś to rok temu i teraz masz ludzik. 
- Mhm. 
Przeczytałam kilka kolejnych stron, kiedy odezwał się mój telefon. Przyszła nowa wiadomość od nieznanego numeru.

Nauka z podręcznika jest nudna, mogę pokazać Ci wszystkie miejsca, które chcesz zobaczyć, jeśli tylko się zgodzisz. 
                                             J.

Odpisałam.

Nie jest taka zła. Wolę to niż spędzanie z czasu z osobą, która nie ma w sobie na tyle odwagi, aby mi się pokazać.

Po kilku sekundach dostałam nowego sms'a: Wiadomość nie może zostać wysłana. Numer nie istnieje.
- Niki? - zawołałam.
- Co się stało? - zapytała słysząc panikę w moim głosie. 
- Patrz - podałam jej telefon. Spojrzała na wiadomość.
- Jak to możliwe? - szepnęła
- Nie wiem - odszepnęłam.
- Kto wysyła te wiadomości?
- Sama bym chciała wiedzieć.
Jeszcze raz spojrzała na wyświetlacz na którym pojawiło się powiadomienie o nowym sms'ie.
- Otwórz go - poddała mi telefon. Obie pochyliłyśmy się nad ekranem, powoli czytając każde słowo.

Niespodzianka! Mam twój numer telefonu i nie zawaham się go użyć. 
Zostaw GO w spokoju, a nic Ci się nie stanie. Buziaki. 
                                                                                                J.

Przepraszam, że dopiero teraz. Obiecuję, że co 3 dni będzie nowy rozdział. Ale wy też musicie pokazać, że go chcecie. KOMENTUJCIE! Bo przestaliście to robić. 
Dziękuje, że czekaliście na ten rozdział. Pozdrowienia. 
Jak pewnie się domyślicie "J" to nie Justin:) Chociaż po 3 pierwszych sms'a można tak wywnioskować. Ale 4 chyba jest dosyć przekonujący i stawia sprawę jasno:)
Pozdrawiam @Lilianna_Prince

PS; Rozdziałów nie będę promować. Waszym zadaniem jest sprawienie, żebym wiedziała, że czytacie tego bloga xoxo



piątek, 19 kwietnia 2013

Uwaga!

Z przykrością stwierdzam, że nowy rozdział pojawi dopiero po testach gimnazjalnych czyli po 25 marca. Muszę się uczyć, więc nie mam czasu.

Na stronie "Hejtujesz Biebera" nie pojawi się wzmianka o nim.. ponieważ stronę mi ukradziono.. przepraszam za problemu. 

Podajcie poniżej Twittery lub jakiś kontakt to wam wyślę wiadomość.

Przepraszam, Kocham @Lilianna_Prince

czwartek, 11 kwietnia 2013

Chapter Five


"Każda chwila w samotności przypomina mi Ciebie, każde miejsce w którym byliśmy, każdy przedmiot, którego dotknąłeś, na który spojrzałeś. Pamiętam dokładnie każdy uśmiech, każdą sekundę kiedy byliśmy razem. Wszystko w moim życiu kojarzy mi się z Tobą..."
~*~

Czasem czujemy się zagubieni. Nie wiemy co powinniśmy zrobić. Co jest słuszne, a co nie? Co nam pomoże, a co zrani? Nigdy nie jesteśmy pewni czy to co zrobiliśmy było dobre. Czy nie wybraliśmy złej drogi? Czy nie zniszczyliśmy wszystko co budowaliśmy przez te lata jedną, głupią kłótnią? Czy nie powinniśmy postąpić inaczej?
Gdybyśmy znali odpowiedzi na te pytania, życie byłoby o wiele łatwiejsze. Jednak tak nie jest. Sami musimy po trochu odkrywać prawdę, która nie zawsze jest taka jakbyśmy chcieli. 
Życie to setki niespodzianek. Niespodzianek, które zmieniają nasz świat. Na lepsze, bądź na gorsze. 
Czasem wydaje się ,ze postąpiliśmy słusznie. Że wybraliśmy dobrą ścieżkę. Jednak później uświadamiamy sobie, że ta decyzja wpłynęła nie tylko na nasze życie, ale także najbliższych. Na osoby, które zawsze nas wpierają. Osoby, które przez całe życie nam towarzyszyły. Chronili przed złem, które spotykamy na co dzień. Robili wszystko, abyśmy nie popełniali tych samych błędów co oni. Kochali nas i chcieli, żebyśmy mieli jak najlepszą przyszłość. My jednak to odrzucaliśmy, myśląc że to nie jest najważniejsze. Że najważniejsi są znajomi, imprezy i alkohol. Dobra zabawa. Byliśmy nastolatkami, którzy nie rozumieli jednej ważnej rzeczy. Że rodzina jest po to by nas chronić.

~*~

Czy popełniliście kiedyś błąd, który kosztował was utratą najbliżej osoby? Czy zniszczyliście coś co ktoś próbował naprawi? Odrzuciliście od siebie miłość drugiej osoby, bojąc się zranienia? 
I dopiero później zdałaś sobie sprawę, że straciłaś kogoś kogo kochałeś. Ktoś kto rozumiał Cię jak nikt innych. Ktoś kto znał Cię od dziecka. Osobę, dla której zrobiłabyś wszystko. Która był z tobą zawsze w trudnych chwilach, wspierała Ci i pomagała. Ktoś, kto po zmianie nadal widział w tobie tą samą osobę, którą byłaś. 

~*~

Dni mijały, a ja nie potrafiłam się pogodzić z odejściem Justina. Nienawidziłam siebie za to, że go odrzuciłam. Że nie pozwoliłam mu naprawić błędu, który popełnił. Że zniszczyłam wszystko co kiedykolwiek mogła zaistnieć. Zniszczyłam naszą miłość. Zniszczyłam siebie.
Ból był dotkliwszy niż 3 lata temu. Wiedziałam czemu. Bo to ja nie zgodziłam się z nim być.
- Chce umrzeć - wychlipałam. Wytarłam chusteczką nos i ponownie wybuchnęłam płaczem. Dlaczego to zawsze spotyka mnie? - pomyślałam. 


~*~

W szkole nie czułam się najlepiej. Miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą. Obwiniają mnie o to co się zdarzyło.
Justin po naszej rozmowie przeniósł się do hotelu, nikomu nie wyjaśniając dlaczego. W wywiadach pytany czemu jest smutny - wzruszał tylko ramionami. A ja? Nie chciałam rozmawiać o tym co wydarzyło się kilka dni temu. Chciałam zapomnieć i znów żyć tak jak dawniej. Żyć jakby Justin nigdy nie wrócił. 
Nie było to jednak możliwe. Nie potrafiłam wybaczyć sobie to, że go odrzuciłam. Setki razy wyobrażałam sobie tą scenę. A kiedy ona nadeszła po prostu wszystko zniszczyłam. Zniszczyłam naszą przyjaźń. Na zawsze.
- Dobrze się czujesz? - głos przyjaciółki wyrwał mnie z zamyślenia. Uniosłam na nią wzrok, aby po chwili znów spojrzeć na brudno - żółtą ścianę sali od matematyki.
- Tak - mruknęłam, opierając głowę na rękach. Nauczycielka tłumaczyła coś znudzonym tonem. Większość uczniów nie zwracała na nią uwagi. Znaleźli się jednak tacy, którzy wpatrywali się w nią jak w obrazek. Uważani byli oni za kujonów, których nikt nie lubił. 
- To przez Justina prawda? - szepnęła. Wzruszyłam ramionami. Wyjęłam z torby zeszyt i zaczęłam przepisywać równania z tablicy - Daj spokój - wyrwała mi długopis z ręki. Spiorunowałam ją wzrokiem.
- Oddaj - syknęłam.
- Nie dopóki mi nie powiesz co się stało - spojrzałam na nią lodowato, domagając się zwrotu przyboru do pisania. Pokręciła tylko głową.
- Pokłóciliśmy się - powiedziałam wreszcie. W skrócie opowiedziałam jej co się stało, kiedy wróciłam do domu. 
- O Boże - zakryła ręką usta - Dlaczego to zrobiłaś?
- Nie wiem - powiedziałam cicho. Zabrzmiał dzwonek. Poderwałam się z krzesła i pospiesznie zaczęłam pakować książki. Szybko wyszłam z klasy. W szafce zostawiłam niepotrzebne rzeczy i ruszyłam w stronę parkingu, na którym większość uczniów wsiadała już do aut. Byłam jedną z niewielu osób w moim liceum, która nie miała samochodu. Najczęściej podrzucała mnie Niki, bądź których chłopaków z drużyny hokejowej. Dzisiaj jednak zdana była na siebie.
- Lily! - usłyszałam swoje imię i niechętnie odwróciłam się do rozmówcy. Cassie podbiegła do mnie z wielkim uśmiechem przyklejonym do twarzy - W sobotę robię imprezę może wpadniesz? - zapytała z nadzieją w głosie. 
- Może - wzruszyłam ramionami, poprawiając torebkę na ramieniu - Z jakiej okazji ta impreza?
- Moje urodziny - zaczerwieniła się lekko.
- Które to już? 16?
- 18 - mruknęła urażona.
- Żartuję - zaśmiałam się i poklepałam ja po ramieniu - Zobaczę. Jak będę miała czas to wpadnę - powiedziałam. Odwróciłam się na pięcie i skierowałam na przystanek.

Włożyłam klucz do zamka i przekręciłam. Drzwi otworzyły się automatycznie. Weszłam do przedpokoju. Ściągnęłam mokrą kurtkę i buty, a torebkę zostawiłam na podłodze. 

- Jestem - krzyknęłam, wchodząc do salonu. Mama siedziała na kanapie przerzucając programy - Co robisz?
- Hej kochanie - pocałowała mnie w policzek i zmarszczyła czoło - wiesz na jakim kanale jest Kuchnia Tv?
- 204 - uśmiechnęła się z wdzięcznością. Włączyła program i z zainteresowaniem oglądała rozmaite dania robione przez najlepszych kucharzy. 
Patrzyłam na nią przez chwilę. Odkąd mama rozstała się z tatą rzadko widziałam ją szczęśliwą. Ba, rzadko widziałam, żeby się uśmiechała. Najczęściej robiła to tylko ze względu na nas, żebyśmy nie zobaczyli, że jest smutna. Nigdy przy nas nie płakała, ani nie użalała się nad swoim losem. Dla nas poświęciła całe życie. Byłam wdzięczna jej za to co dla nas robiła. 
- Dziękuje - szepnęłam. Spojrzała na mnie zaskoczona.
- Za co?
- Za wszystko - uśmiechnęłam się lekko. Przytuliłam ją i wtuliłam twarz w jej ramię. Pierwszy raz od tak dawno poczułam się bezpieczna. 
- Nie ma za co - pocałowała mnie w czoło i wróciła do oglądania. Wstałam z podłogi i ruszyłam stronę pokoju. Wzięłam po drodze torbę. Miałam zamiar odrobić zaległości, które nagromadziły przez te 3 dni nieobecności. Przeszkodził mi jednak sms, który dostałam od nieznanego numeru.
"Na zawsze Twój."

Kolejny rozdział? Może jutro. 
Komentujcie chce wiedzieć ile was jest i czy opłaca się pisać
Dziękuje. #MuchLove 

piątek, 5 kwietnia 2013

Chapter Four

Pamiętasz dzień, w którym pierwszy raz poszłaś do szkoły? Dzień, który skończył się koszmarem, bo jak zawsze zrobiłaś z siebie pośmiewisko. Dzień, w którym nie było przy tobie najlepszego przyjaciela, który obroniłby Cię i spróbował naprawić sytuację. Przyjaciela, który znał Cię na wylot. Wiedział o tobie wszystko. Znał twoje najskrytsze obawy, pragnienia czy marzenia. Który przez całe życie był przy tobie, chronił i pomagał. Któremu mogłaś powierzyć sekret, wiedząc że tam jest bezpieczny. Któremu mogłaś się wypłakać w gorszym dniu. Który wiedział jak Cię pocieszyć czy rozśmieszyć. Który był dla Ciebie wszystkim.
Pewnie myślałaś, że już zawsze będziecie razem. Że w przyszłości zamieszkacie w jednym domu z wielkim ogrodem i basen. Zatrudnicie sprzątaczkę, aby sprzątała wam bałagan, który zrobicie. Ogrodnika, który skosi trawę i wystrzyże trawnik. Kucharza, który będzie gotował wam ulubione potrawy. I wiele, wiele innych osób, które będą wam obsługiwać, aby żyło wam się dobrze.
I znowu niespodzianka.. niestety życie to nie bajka, którą oglądałaś w dzieciństwie. Życie to ciężka praca, mnóstwo zmartwień i niespodzianek. 
Próbowałaś kiedyś zaplanować dzień? Pewnie tak. Jednak nawet Cię nie znając wiem, że coś poszło nie tak prawda? Spotkałaś przeszkodę, która zniszczyła wszystko co wcześniej obmyśliłaś. Zniszczyła twój plan, nad którym pracowałaś wiele godzin, żeby był idealny. Nie pomyślałaś, jednak o czymś. Że w życiu nie ma rzeczy idealnych. I czy tego chcesz czy nie, wcześniej czy później się o tym przekonasz.

Historia dziewczyny, którą zostawił najlepszy przyjaciel... znajome?

~*~


Poczułam ciepły oddech chłopaka na karku.
- Lubisz być niegrzeczna co? - uśmiechnął się ukazując białe zęby.
- Odwal się Bieber - syknęłam, odpychając go od siebie. Czułam zapach alkoholu pomieszanego z wodą kolońską. Chłopak przyglądał mi się przez chwilę.
- Nic się nie zmieniłaś - powiedział po namyśle.
- Nic o mnie nie wiesz - warknęłam. 
- Naprawdę tak sądzisz? - uniósł brwi - nie pamiętasz, że kiedyś się przyjaźniliśmy?
- Dobre słowa - odparłam - P R Z Y J A Ź N I L I Ś M Y - uśmiech zniknął z jego twarz. 
- Chce to naprawić - szepnął. Spojrzałam na niego zdumiona. Kpi sobie ze mnie czy co?
- Za późno Justin - wydusiłam - O 3 lata za późno. Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z imprezy.

~*~

Następnego dnia obudziło mnie jasne światło wpadające do pokoju. Coś mi się nie zgadzało. Gwałtownie otworzyłam oczy i zerwałam się na równe nogi, podbiegając do okna. Jęknęłam zdegustowana. Na dworze było mnóstwo śniegu. Ulice, domy, auta wszystko pokrywała gruba warstwa lodowatego puchu. 
- Lily - pukanie do drzwi, odwróciło chwilowo moją uwagę od pierwszych oznakach nadchodzącej zimy - Śniadanie.
- Już idę - krzyknęłam.
Nałożyłam na siebie szary dres i przydługi podkoszulek. Włosy związałam w kok i zeszłam na dół. Z kuchni płynął przyjemny zapach pieczonych tostów. 
- Dzień dob.. - urwałam widząc chłopaka w pomieszczeniu - Co ty tutaj robisz? - spojrzałam na niego lodowato.
- Grzecznie - odparła mama, poddając mi talerz ze śniadaniem - Justin zostanie u nas kilka dni.
- Czemu? - spojrzałam na nich podejrzliwie. Już nie pamiętali jak cierpiałam, kiedy on mnie opuścił? Jak wszyscy cierpieliśmy po jego odejściu? 
- Justin ma przerwę w trasie. Jego dom został sprzedany, więc pomieszka u nas trochę.
- Nie stać go na hotel? - spytałam złośliwie, widząc jednak minę rodzicielki opanowałam się i dodałam - przepraszam.
- Nic się nie stało - przytuliła mnie do siebie. Ona też stęskniła się za Biebsem. Nie chciałam odbierać jej tej chwili - Idź jeść, bo Ci wystygnie.
Usiadłam przy jednym z wolnych krzeseł. Posmarowałam tosta ketchupem i zaczęłam jeść.
- Dzisiaj o 12 wraca Rocky, trzeba po nią pojechać - odezwała się mama.
- Ja nie mogę - odparł szybko brat, pokazując mi język.
- Ja tym bardziej! Umówiłam się z dziewczynami! 
- To przełożysz spotkanie. Siostra jest ważniejsza.
- A czemu to ja zawsze muszę ją odbierać? - jęknęłam - Niech tym razem to on ją weźmie. Autobusem jedzie się tam ponad półgodziny, a o 13 miałyśmy się spotkać żeby się pouczyć.
- Będziecie się uczyć? - zapytała podejrzliwie.
- Oczywiście - odparłam, mając nadzieje, że to nie ja będę musiała zabrać siostrę.
- Godzina Cię nie zbawi - powiedziała wreszcie.
- Mamo! - zirytowałam się - Jack jedzie się spotkać z chłopakami, niech on ją odbierze! I on ma auto! 
- Lily...- zaczęła
- Mogę ją zawieść - przerwał jej Justin. Spiorunowałam go wzrokiem.
- Nie pojadę z nim - syknęłam, widząc uśmiech na twarzy rodzicielki.
- Albo on albo autobus. Chyba, że chcesz się mniej uczyć - puściła do mnie oczko i wyszła z kuchni.
- Świetnie - mruknęłam.

- Ustalmy sobie coś okej? - powiedziałam, siadając z przodu żółtego Lamborghini - Nie jesteśmy przyjaciółmi. To co było to przeszłość rozumiesz?
- Naprawdę tego chcesz? - zapytał z bólem w oczach. Włożył kluczyki do stacyjki i odpalił auto. Przyglądał mi się przez dłuższą chwilę nim ruszył. Położyłam ręce na kolanach. Czy naprawdę tego chciałam? Żeby to co było przestało się liczyć? Czy dzięki temu mogłabym żyć normalnie? Zakochać się w jakimś zwykłym chłopaku poznanym na imprezie? Czy to było możliwe?
- Tak - szepnęłam - Tego właśnie chce.

~*~


- Pociąg 234 wjechał właśnie na peron numer 4 - odezwał się głos z głośników.
- To jej pociąg - mruknęłam, szukając wzrokiem siostry.
- Lily - chłopak złapał mnie za rękę. Obrócił mnie do siebie chcą, aby na niego spojrzała - Przepraszam. Wiem, że uważasz mnie za idiotę, ale chciałem, żebyś wiedziała, że naprawdę mi przykro. Nigdy nie chciałem Cię zranić - szepnął. 
Skinęłam głową. Odwróciłam się do niego plecami, czując motyle w brzuchu. A może to prawda, że pierwsza miłość przetrwa wszystko? - zapytałam samą siebie. Nie dano mi jednak szansy dłużej się na tym zastanawiać, bo zobaczyłam siostrę przepychającą się w moją stronę z wielkim uśmiechem na twarzy. Podbiegłam do niej.
- Hej sis - szepnęłam, całując ją w policzek. Przytuliłam ją do siebie. 
- Dusisz mnie - jęknęła. Odsunęłam się od niej ze śmiechem.
- Jak było? - zapytałam.
- Opowiem Ci w domu - powiedziała tajemniczo.
- To tajemnica? - wzięłam od niej walizkę.
- Może - wyszczerzyła się.

- Justin - szepnęłam
- Tak? - zobaczyłam nadzieję w jego oczach, która szybko się rozwiała, kiedy usłyszała, to co chciałam mu powiedzieć.
- Lepiej będzie jeśli nie będziemy utrzymywać ze sobą bliższych kontaktów. Mieszkamy w jednym domu, ale nic po za tym. Po prostu nie wchodźmy sobie w drogę okej? - poprosiłam.
- Jak sobie życzysz - odparł grobowym tonem. Wysiadłam z auta. Owiało mnie chłodne powietrze. Białe płatki śniegu spadły na moją wyciągniętą dłoń. Poczułam jak z zetknięciu z moją skórą śnieg się roztapia i zamienia w kałużę. Uśmiechnęłam się sama do siebie. 
Nie miałam wcale ochoty spotykać się z dziewczynami. Chciałam porobić coś z kimś, kto mnie zrozumie. Jedyną taka osobę, był niedawno poznany chłopak. Bez zastanowienie wybrałam jego numer. 
- Halo? - usłyszałam zmęczony głos chłopaka.
- Austin? 
- Tak, kto mówi?
- Lily, nie chciałabyś się spotkać?
- Lily? Jasne, kiedy i gdzie?
- Za półgodziny w parku?
- Będę.
- Cieszę się. 
- Ja też.

~*~

- Musi Ci być trudno - powiedział chłopak, przystępując z nogi na nogę. Przez kilkoma minutami skróciłam mu ponowne spotkanie z Justinem. Austin jak nikt inny potrafił mi pomóc. Rozumiał mnie i moje problemy. Doradzał mi i starał się uporać ze wspomnieniami i teraźniejszością. Robił wszystko, abym była szczęśliwa. Choć znaliśmy się dopiero niecałe dwa dni, była wdzięczna losowi, że przysłał mi osobę, która tak doskonale rozumiała to co przechodzę. Osobę, która przeżyła coś podobnego. Osobę, która mogła mi pomóc znów być szczęśliwą.
- Co ja mam teraz zrobić? - szepnęłam bardziej do siebie niż do chłopaka.
- Powinnaś o nim zapomnieć i cieszyć się życiem - odparł.
- Jakby to było takie łatwe - westchnęłam.
- Mała - uśmiechnął się do mnie ciepło - pamiętaj nic w życiu nie jest łatwe.

Po spotkaniu z Austinem, długo zastanawiałam się czy wrócić do domu czy nie pojechać gdzieś. Jednak coś podpowiadało mi, że ucieczka nie jest dobrym rozwiązaniem. Uciekałam przez 3 lata przed wspomnieniami. Czas stawić im czoło. 

~*~

- Jestem - krzyknęłam w progu, zdejmując przemoczone buty i kurtkę. Mokre włosy związałam w kucyk. Ruszyłam w stronę swojego pokoju, mając nadzieję nie spotkać na swojej drodze Justina. Przeliczyłam się. Chłopak stał akurat przed moimi drzwiami. Zamierzałam się już wycofać, kiedy Biebs mnie zobaczył.
- Cześć - powiedział, patrząc na coś z zaciekawieniem. Przybliżyłam się, chcąc wyraźnie widzieć przedmiot, który tak zainteresował chłopaka. 
- Hej - odpowiedziałam, niepewnie stając obok. Justin patrzył na zdjęcie wykonane kilka lat temu. Na zdjęciu ja i on obejmujemy się nawzajem i z ogromnymi uśmiechami na twarzy spoglądamy w obiektyw. Zdjęcie robiła moja mama. Był to nasz pierwszy wyjazd za granicę.Obiecaliśmy sobie, że kiedyś tu wrócimy. Najlepsze wakacje, jakie przeżyłam. Wydawało mi się wtedy, że nie można być szczęśliwszą osobą niż wtedy ja byłam. Okazało się jednak, że wszystko co dobre kiedyś się kończy. Justin kilka miesięcy później wyjechał i nigdy nie spełniłam swojej obietnicy, która była nic nie warta bez niego.
- Pamiętasz? - szepnął.
- Tak - skinęłam głową. Do moich oczu napłynęły łzy, kiedy zdałam sobie sprawę, że wszystko co przeżyliśmy było tak dawno temu. Że każde dobre wspomnienie wiązało się z przeszłością nie z teraźniejszością. Nic co wydarzyło się przez te 3 lata nigdy mnie nie uszczęśliwiło jak ten jeden wyjazd za granicę. Wyjazd, który na zawsze odmienił moje życie. Może gdybym wtedy wyznała mu  to co do niego czuję nie wyjechałby? Zostałby ze mną i wiódł szczęśliwe życie. Ale czy na pewno? Czy byłby szczęśliwy wiedząc, że mógł spełnić marzenia, a to co go powstrzymało to ja? Czy ja byłabym szczęśliwa, wiedząc że zniszczyłam mu nadzieję na lepsze życie?
- Chciałabym, żeby to wróciło - odezwał się - Nigdy w życiu nie żałowałem niczego tak bardzo jak utraty kontaktu z tobą. To było gorsze niż śmierć. Miałem wrażenie, że wszystko wypala mi się w środku. Każde wspomnienie wywoływało u mnie straszliwe męczarnie. Nie mogłem pogodzić się z tym, że nie jesteśmy razem wiesz? - spojrzał na mnie ze łzami w oczach - Długo zastanawiałem się dlaczego tak jest. I wreszcie zrozumiałem.
- Co? - szepnęłam.
- Że Cię Kocham. 

Przepraszam, że tak długo nie pisałam. Obiecuję, że raz lub dwa razy w tygodniu będzie dodawany rozdział. Dziękuje za ponad 90 komentarzy! Mam nadzieję, że z czasem będzie was jeszcze więcej!
Proszę komentujcie to naprawdę zachęca.
Postanowiłam pisać rozdziały na zapas.
Nowy rozdział? Może poniedziałek/wtorek. W zależności od komentarzy. 
Pozdrawiam @Lilianna_Prince







piątek, 29 marca 2013

Chapter Three

"Czas przemija nawet wtedy, kiedy wydaje się to niemożliwe. Nawet wtedy, kiedy rytmiczne drganie wskazówki sekundowej zegara wywołuje pulsujący ból. Czas przemija nierówno - raz rwie przed siebie, to znów miłosiernie się dłuży - ale mimo to przemija. Nawet mnie to dotyczy" - Stephenie Meyer "Księżyc w nowiu".

~*~

Bałam się. Cholernie się bałam, że ból powróci. Każdej nocy modliłam się o spokojną noc. Bez koszmarów, bez krzyków. Bez budzenia się w środku nocy zlana potem. Jednak i tak się to powtarzało. W kółko i w kółko. Jak na karuzeli, która nie chciała się przestać kręcić. 
Strach przed pójściem spać nie przestawał mnie opuszczać nawet w ciągu dnia. Chodziłam jak naszpikowana. Lekcje dłużyły się niemiłosiernie. Po powrocie do domu robiłam wszystko, aby zająć czymś ręce. Unikałam bezczynności bojąc się, że wspomnienia i ból powróci. 


~*~

Kolejny raz tego dnia poczułam, że się rozpadam. Nie potrafiłam uwierzyć w to co przed chwilą zobaczyłam. Od niespełna 3 lat marzyłam, że kiedyś wróci i wszystko będzie tak jak dawniej. Że to co się wydarzyło przez ostatnie lata przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie. 
Wiedziałam jednak, że to głupota. Przez te lata dużo się zmieniło. Ja się zmieniłam. Przestałam być tą samą osobą, którą byłam przy Justinie. Przestałam być szarą myszką ukrywającą się w norze. Wyszłam na świat. Pokazałam się. Ludzie ujrzeli we mnie godnego przywódce. Byłam popularna i lubiana. Każdy chciał być taki jak ja. Nikt jednak nie wiedział, że pod maską popularności kryje się normalna dziewczyna z codziennymi problemami. Problemami, które dotyczą każdego z nas.
W jednym momencie pojęłam coś co ignorowałam przez te wszystkie lata. Coś co mogło pomóc mi wydostać się z pułapki, w którą sama się wpakowałam. Nie mogłam dużej udawać, że Ja i Justin jesteśmy sobie przeznaczeni. Dlaczego okłamywałam siebie przez ten czas? Chciałam zmienić coś co zostało już dawno ustalone? Justin nie był mi pisany. Wreszcie to zrozumiałam. Przestałam łudzić się nadzieją, która nigdy nie miałaby szansy się rozwinąć. Postanowiłam być za wszelką ceną szczęśliwa. Szczęśliwa bez Justina.

~*~

- Dosyć tego! - usłyszałam rozdrażniony głos rodzicielki - Wyprowadzamy się!
- Co? Dlaczego? - spojrzałam na nią zszokowana.
- Mam dość twojego zachowania. Wiem, że za nim tęsknisz, ale nie możesz przez całe życie zachowywać się jak zombie! - poczułam jak w moją klatkę piersiową wbija się niewidzialny sztylet. Zgięłam się w pół z bólu - Widzisz? Każde wspomnienie o nim sprawia ci ból! Nie możesz tak żyć wiecznie. Nowe towarzystwo i miejsce naprawdę Ci pomoże - przyklękła przy mnie - Chcę dla Ciebie jak najlepiej - dodała spokojniejszym tonem.
- Wiem - odszepnęłam. Wiedziałam, że moje zachowanie nikomu w najmniejszym stopniu nie pomaga. Nie potrafiłam zdobyć się jednak na cieplejsze stosunki. Nawet z bliskimi nie rozmawiałam. Odcięłam się od świata, chcąc sama radzić sobie z tęsknotą i bólem.
- Kochanie - odgarnęła mi niesforny kosmyk za ucho - Może powinnaś się przed kimś otworzyć? Znaleźć przyjaciół. Kogoś z kim mogłabyś o wszystkim porozmawiać.
- Postaram się - obiecałam. 

~*~

Pisk nastolatek przywołał mnie do rzeczywistości. Rozejrzałam się, chcą zlokalizować źródło hałasu. Kilka metrów ode mnie dziesiątki dziewcząt przepychało się do drzwi chcą coś zobaczyć. Ich zachowanie było na tyle ciekawe, że postanowiłam sprawdzić o co chodzi. Dopiero po chwili przypomniałam sobie kto tam stoi.
- Wiesz o co chodzi? - zapytała Niki, poddając mi kieliszek wódki.
- Nasza gwiazdka postanowiła nas odwiedzić - prychnęłam i ku swojemu zdumieniu nie poczułam bólu, które towarzyszyło mi za każdym razem, kiedy wspominałam o nim. 
- Justin? - uniosła brwi.
- Mhm - mruknęłam, biorąc łyk trunku. Skrzywiłam się nieznacznie. 
- Problemów ze znalezieniem żony to on nie będzie miał - zaśmiała się.
- Chyba tak - wzruszyłam ramionami. Wypiłam do końca i oddałam jej pusty kieliszek - Muszę się przejść.

Niebo było zachmurzone, ale jeszcze nie padało. Minęłam obojętnie kilku chłopaków, którzy patrzyli na mnie z pożądaniem i ruszyłam w stronę parku. Po chwili dom i imprezowicze zniknęli mi z oczu, a jedynymi dźwiękami, jakie dochodziły do mych uszu było mlaskanie błota i pokrzykiwanie sójek. 

Gdyby nie potrzeba nie wychodziła bym z imprezy. Nie byłam jednak wstanie z uśmiechem patrzeć jak stado dziewczyn otacza mojego byłego przyjaciela.  Nie czułam już bólu, jednak zazdrość pozostała. Mogłam okłamywać siebie, że nic do niego nie czuję, jednak prawda była inna. Minie parę miesięcy nim będę mogła spokojnie patrzyć na takie sprawy. 
Park był pusty nie licząc kilku rodziców z dziećmi, którzy cieszyli się ostatnimi dniami jesieni. Za niedługo miała nadejść zima, co nie sprzyjało z wychodzeniem z domu i spacerami w mroźną pogodę. 
Usiadłam na ławce, mocniej otulając się skórzaną kurtką. Uwielbiałam ten zapach. Kojarzył mi się z dawnym życiem, kiedy to wszystko było na swoim miejscu. Kiedy nie przejmowałam się niczym, bo byłam dzieckiem, które chciało się tylko dobrze bawić. Kiedy tata i Justin byli częścią mojego życia.
To śmieszne ile może się zmienić w ciągu kilku lat. Rzeczy, które wydają być nienaruszalne. Wszystko co było w jednej chwili ważne przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Liczy się tylko to co jest w tej chwili. Teraźniejszość. Nie przeszłość czy przyszłość.
- Mogę usiąść? - zapytał nieznajomy, pochylając się nade mną.
- Jasne - przesunęłam się robiąc mu miejsce, które od razu zajął.
- Znamy się? - zapytał. Unosiłam zdziwiona brew.
- Chyba nie - odparłam. Spojrzałam na chmury gromadzące się na niebie - Będzie padać - mruknęłam pod nosem.
- Lubisz deszcz? 
- Trochę - wzruszyłam ramionami - a ty? - spojrzałam na niego zaciekawiona.
- Bardzo. Przypomina mi deszczowe dni w Londynie. 
- Mieszkałeś tam? - zapytałam.
- Przez prawie całe życie - uśmiechnął się smutno.
- To dlaczego się przeprowadziłeś? - byłam zaskoczona własną ciekawością. 
- Po śmierci mamy, tata sobie nie radził.. kilka miesięcy temu dostał propozycję pracy tutaj. Chciał uciec od wszystkiego co łączyło go z dawnym życiem. Uznał, że tak będzie dla nas najlepiej - odpowiedział.
- Przykro mi, musi Ci być bardzo ciężko po stracie mamy.
- Dzięki.
Pierwsze krople deszczu zaczęły spadać z nieba. Uniosłam twarzy ku górze. Chłodna woda zaczęła spływać mi po policzkach. Poczułam się pełna życia.
- Powinniśmy iść - odezwał się nieznajomy.
- Gdzie? - zaśmiałam się. Stanęłam na ławce i zaczęłam wykonywać dzikie piruety. Czułam się wolna i lekka. Od dawna nie byłam tak szczęśliwa jak w tym momencie. Nie musiałam niczego udawać. Ten chłopak mnie nawet nie znał, wiec nie bałam się, że ktoś dowie się co się tutaj działo.
- Idziemy - wziął mnie za ręki i pomógł zejść. Pociągnął mnie w odwrotną stronę do miejsca, w którym znajdowała się impreza.
- Gdzie idziemy? - uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Zobaczysz - szliśmy tak długo, aż droga i budynki znikły nam z oczu. Kilka metrów przed lasem, chłopak skręcił w prawo, a później znów szedł prosto. Nie wiedziałam dokąd mnie prowadzi i nie przejmował się tym zbytnio. 
- Jak masz na imię? - zaskoczyło mnie to pytanie
- Lily, a ty? - zatrzymał się na chwilę, chcą zobaczyć moją reakcję.
- Austin - wznowił marsz.  Nie zawahał się ani razu jaki kierunek obrać. Wydawał się pewny siebie i rozluźniony, jakby bardzo dobrze czuł się chodząc po gęstym lesie. Byłam zdziwiona jego zachowanie. Jeszcze kilkanaście minut temu mówił, że od niedawna mieszka w Kanadzie, a teraz oprowadzał mnie po nieznanych ścieżkach, o których istnienia nie miałam pojęcia. Mój umysł zaczął pracować na najwyższych obrotach. Jak mogłam pozwolić, żeby nieznajomy chłopak poprowadził mnie do lasu? Co się ze mną działo? 
Podskoczyłam jak oparzona, kiedy chłopak zakrył mi oczy.
- Co ty do cholery wyprawiasz - próbowałam mu się wyrwać, jednak silne ramiona trzymały mnie mocno. 
- Jesteśmy na miejscu - wziął ręce z moich oczu. Zamarłam napawając się wspaniałym widokiem. Przede mną rozpościerał się widok na całe miasto. Uliczne latarnie oświetlały ciemne uliczki. Z tej odległości domu wydawały się malutkie, a ich ilość była porażająca. Odetchnęłam głęboko. 
- Pięknie tutaj - szepnęłam. 
- Prawda? - uśmiechnął się delikatnie.
- Jak znalazłeś to miejsce? - zapytałam. Usiadłam na mokrej od deszczu trawie, przyglądając mu się z zaciekawieniem.
- Czekaj - zaprotestował. Zdjął swoją kurtkę i położył na ziemi - Teraz.
- Dzięki - próbowałam się nie gapić na koszulkę, opinającą jego umięśniony tors - więc - odchrząknęłam.
- Trafiłem tutaj przypadkiem - mruknął, spoglądając na niebo - Mój tata nie dobrze znosi samotność - zaczął, wziął mnie za rękę i uśmiechnął się smutno - Odkąd tutaj przyjechaliśmy nasze stosunki są... dosyć napięte. Parę tygodni temu pokłóciliśmy się.. powiedziałem o kilka słów za dużo.. - westchnął - tata się wkurzył. Uderzył mnie, a ja uciekłem - spojrzał mi prosto w oczy. Widziałam w nich ból i tęsknotę, którą od tak dawna ja sama odczuwałam. On podobnie jak ja stracił kogoś, na kim mu cholernie zależało. Kogoś kto był dla niego wszystkim.
- Rozumiem Cię - powiedziałam cicho - 3 lata temu mój najlepszy przyjaciel wyjechał. Obiecał, że wróci, ale tego nie zrobił. Płakałam za nim przez wiele miesięcy. Obwiniałam siebie za to, że wyjechał. Później dopiero zdałam sobie sprawę, że to do niczego nie prowadzi. To nie ja zawiniłam, tylko on. Nie oznaczało to, że cierpiałam mniej - dodałam
- Przykro mi - przytulił mnie mocno do siebie. 
- Nie potrzebnie - wzruszyłam ramionami - Popełniłam głupi błąd myśląc, że wróci i wszystko będzie tak jak dawniej. Żyłam tą nadzieję, trzymałam się jej, a ona powoli wysysała mi chęć do życia. Okłamywałam się przez tyle lat, nie chcą dopuścić myśli do tego, że go niema. Że zostałam sama, że czas zacząć nowe życie. Nowy rozdział. Bez niego.
- Ale to nie takie łatwe prawda? Po stracie mamy, próbowałem żyć normalnie, ale nie potrafiłem. Nie radziłem sobie sam, tata mnie olał. Szukałem pomocy u przyjaciół, ale jak się okazało ich już nie było. Skończyły się ich problemy więc poszli. Nie chcieli zawracać sobie mną głowy. Dla nich byłem nikim.
- Justin był inny. Rozumiał mnie i starał się mi pomóc w każdej sytuacji. Nigdy nie uciekał. Zostawał i robił wszystko, aby problem zniknął. Był przy mnie zawsze kiedy go potrzebował. Dopóki..
- nie wyjechał? - dokończył. Skinęłam głową. Poczułam łzy płynące po policzkach i olbrzymią gulę w gardle - Wspomnienie o nim nadal Cię boli 
- Niestety.
- Powinniśmy wracać - odezwał się po chwili. Pomógł mi wstać. Ruszyliśmy w drogę powrotną, trzymając się za ręce. Pierwszy raz od wielu dni czułam się naprawdę wyluzowana i szczęśliwa. Rozmowa z Austinem mi pomogła. On mnie rozumiał, po przeszedł przez coś podobnego. Coś co podobnie jak mnie - zmieniło.
Nim się spostrzegłam, znaleźliśmy się na placyku, y którym nie tak dawno bawili się dzieci z rodzicami. Teraz nie było tutaj nikogo.
- Hm - odchrząknął - Odprowadzić Cię do domu?
- Nie trzeba - odpowiedziałam - Wracam na imprezę do kolegi.
- Aha - posmutniał.
- Możesz iść ze mną - dodałam szybko.
- Naprawdę?
- Jasne jeśli chcesz - wzruszyłam ramionami.


~*~

- Gdzieś ty była? - krzyknęła Niki, patrząc podejrzliwie na Austina. 
- Na spacerze - odparłam. Przedstawiłam jej chłopaka i pociągnęłam go do kuchni, chcą uniknąć dalszej kłótni z przyjaciółką - Chcesz się czegoś napić? - zapytałam zaglądając do lodówki.
- Piwo jeśli masz - rzuciłam mu puszkę, a sama nalałam sobie szampana do kieliszka - Dzięki.
- Nie ma za co - wyszczerzyłam się. Wzięłam swoje procenty i wraz z chłopakiem wróciłam do salonu, gdzie impreza trwała w najlepsze. Dołączyliśmy do grupki chłopaków, która piła ile wlezie. 
- Możemy się dołączyć? - zapytałam.
- Jasne - odpowiedział, któryś z imprezowiczów. 
- Na czym polega ta gra? - szepnął mi do ucha Austin.
- Wymyśliliśmy ją kiedyś. To jak gra w butelkę tylko z piciem alkoholu. Jeśli na Ciebie wypadnie pijesz tyle kieliszków ile dana osoba Ci każę. Najwięcej można 3, żeby po pierwszej kolejce nam wszyscy nie padli - odparłam
- Kto pierwszy kręci? - zapytał Chad, puszczając do mnie oko.
- Ja, bo jestem jedyną dziewczyną tutaj - powiedziałam. Zakręciłam butelką, która wylosowała Micheal'a - 2. Chłopak posłusznie wypił 2 kieliszki. Następnie kręcił on. Wypadło na Austin'a, który musiał wypić 3. Chłopcy nie żałowali sobie alkoholu i pod pijali nawet wtedy kiedy nie była ich kolej. Więc po około 10 minutach, wszyscy byliśmy już tak wstawieni, że nie za bardzo chciało nam się grać. 
- Chcesz potańczyć? - szepnął mi do ucha chłopak.
- Z przyjemnością - zaczęłam wirować w rytm muzyki. Ręce Austina błądziły po moim ciele. Odczuwałam miłe mrowienie, kiedy jego usta stykały się z moją szyją. Nie potrafiłam powiedzieć dlaczego, ale ten chłopak miał magnetyzm, który mnie do niego ciągnął.
- Zamiana - usłyszałam. Austin puścił mnie i przekazał innemu chłopakowi - Zawsze miałaś problem z picie prawda? 

Przepraszam, że dopiero teraz wstawiam ten rozdział, ale nie miałam wcześniej jak. Koncert Justina - krótko mówią N I E S A M O W I T Y i brak czasu i weny.. postaram się częściej wstawiać rozdział!
Dziękuje za ponad 12 tysiące wejść i 60 komentarzy. 
Mam nadzieję, że będzie jeszcze więcej
#MuchLove @Lilianna_Prince

Zróbmy taką umowę.. wy komentujcie, ja piszę częściej rozdziały okej?